kontekstem do tej miniatury jest SMSKAK
- Co robi arabski
tata, gdy podwozi dzieci do szkoły?
- No nie wiem, co robi
arabski tata, gdy podwozi dzieci do szkoły, oświeć mnie, Andreas, no dalej.
- Otóż... Wysadza je!
- Wow, co za
zaskakująca puenta.
- Przestań. - Andi
krzyżuje ramiona na piersiach, rzucając Schlierenzaurowi niechętne spojrzenie.
- Od jakiegoś czasu jesteś jeszcze bardziej sarkastyczny i nie do rozmowy niż
zwykłe. Co się dzieje?
- Nic. - Burknął
Gregor i z powrotem schował nos w jakimś komiksie.
Ale to nie była prawda,
że nic się nie działo, bo wręcz przeciwnie, działo się wiele, ale nie w życiu
Gregora. W ciągu ostatnich lat (zwłaszcza po tej całej sprawie z SMSKAK),
Thomas zdążył stanąć na ślubnych kobiercu z Julią i zapłodnić ją TRZY razy. A
przepraszam, CZTERY, najmłodszy potomek Morgensterna jest właśnie w drodze i
lada chwila, a przywita ten świat. Zaś Kofler, zaraz po tym jak uporał się ze
swoim strachem do płci przeciwnej i ogarnął lęk do SMSKAK, zaczął hasać na
randki i wyrywać laski niczym Hilde. Ostatnio nawet się zakochał. Tak, właśnie.
Zakochał się. On. I to w kim? W pięknej, mądrej i uroczej dziewczynie z
Innsbrucka. W pierwszej miłości Gregora, mówiąc dokładniej. W Grazi Moser.
O zgrozo, Grazia w
życiu nie spojrzała na Gregora jak na mężczyznę, a na Koflera poleciała tak,
jakby Andreas był ostatnim facetem na tym świecie.
Także więc, wszyscy
mają dziewczyny, nawet ten idiota Koch się sparował, tylko biedny Greguszek
wiedzie smutne życie singla.
Nie żeby nie miał
powodzenia, bo ma, a jakże. Zwłaszcza u piętnastolatek (ale wiadomo, trzyma się
od nich z daleka, bo jeszcze jakiś zwariowany rodzic zacznie wyzywać go od pedofilii).
Tylko wśród tego tabunu dziewcząt i kobiet nie ma tej jedynej, tej, która
rozpali jego serce i podaruje skrawek raju.
Bo prawda była jedna:
Gregor Schlierenzauer nie umie się zakochać.
Albo po tej pamiętnej
przygodzie z Sandrą ma uraz do kobiet. Tak naprawdę jeszcze się z tego nie
otrząsnął i szczerze wątpił, czy uda mu się kiedykolwiek wyrzucić to
wspomnienie z głowy. Ale jak mówi jego psycholog, wybitna Ofelie Bäumler,
wszystko zależy od niego samego, yo.
Ale żeby po pięciu
latach nadal zaprzątać sobie głowę Sandrą, seriously, Gregor?
- Więc Andreasie
Kofler, czy masz jeszcze jakiegoś suchara?
Andreas od razu się
rozpromienił.
- Jak nazywa się
zamrożona żona?
- Hmm?
- Mrożonka! - Kofi z
miną uradowanego pięciolatka wyrzucił do góry ręce, śmiejąc się głośno.
Ostatnio zaczął namiętnie zaczytywać się w sucharach i kto wie, czy by
przypadkiem nie wygrałby w bitwie na tosty z samym Karolem-Królem-Żartu-Strasburgerem.
- Bodmer uśmiałby się
jak nic.
- Mógłbyś przynajmniej
udawać, że moje żarty cię bawią. Tak jak Grazia.
- Aha, jeszcze czego.
Andreas westchnął
teatralnie, siadając na kanapie obok przyjaciela.
- Musimy porozmawiać.
- Chcę pięćdziesiąt
jeden procent naszego majątku i możemy się rozwieść bez orzekania o winie.
- Wiesz co? Moje
poczucie humoru już jest lepsze.
- Przepraszam, ale
"Musimy porozmawiać" nigdy nie zwiastuje dobrych wiadomości.
- No tak... - Andreas
zamilkł na chwilę, w skupieniu przypatrując się wzorkom na kolorowym dywanie. -
Nigdy nie rozmawialiśmy o Grazi i tak sobie myślę... jesteś zazdrosny?
Schlierenzauer
prychnął rozdrażniony.
- Dla twojej wiadomości
kochałem się w niej piętnaście lat temu, od tamtej pory zupełnie nic do niej
nie czuję.
- Kamień z serca,
chłopie. Nie chciałbym, aby przez taką niewiastę się między nami zepsuło.
Gregor uśmiechnął się
do Koflera serdecznie.
- Jest spoko. A teraz
ćwicz te swoje suchary, bo wieczorem musisz być w formie.
- Ach, taaak. Rozdanie
nagród SMSKAK, naprawdę trudno o tym zapomnieć. - Kofi westchnął, a jego
ramiona smutnie opadły. - To dziwne, że wróciły tak nagle po pięciu latach, w
momencie, gdy jestem niemalże poskładany emocjonalnie oraz wiodę spokojne
życie. I jakby było tego mało urządzają galę.
- Twoja klata zawsze
jest w cenie. - Gregor zaśmiał się. - Choć nie wiem, jak zareagują, gdy zobaczą
twojego starego flaka. Tam już chyba nie ma seksapilu.
- I jak zareagują na
Grazie.
- Na pewno o niej
wiedzą, obędzie się bez szoku, zaufaj mi.
Kofler uśmiechnął się
smutno. Wiedział, że dzisiejszy wieczór nie będzie należał do najlżejszych.
Andi był przytłoczony
wystrojem sali, na której odbywała się zacna gala. Wszędzie, gdzie tylko
popatrzył, widział swoje fotografie, rzeźby i tekturowe podobizny. Andreas, jak
je, Andreas jak skacze, Andreas jak się rozbiera, Andreas jak próbuje myśleć,
Andreas bez koszulki, Andreas w stroju świętego Mikołaja, Andreas parodiujący
Hofera. Andreas, Andreas, Andreas. Koflerowi słabo się robiło, za każdym razem,
gdy przez nieuwagę spoglądał w swoje wydrukowane oczy.
SMSKAK wróciło, a z
nimi wszystkie, dobre i złe, wspomnienia.
- Ojej, one serio
miały bzika na twoim punkcie. - Grazia mocno złapała dłoń ukochanego. - Znaczy
na punkcie twojej klaty.
- Taaa.
- Uśmiechnij się, nie
może być tak strasznie, prawda?
Andi uśmiechnął się do
blondynki, próbując wierzyć w jej słowa. Bo serio, na samym końcu SMSKAK-owej
przygody wielbicielki jego sześciopaku były całkiem znośne, więc teraz pewnie
nie będą takie złe. Może jego psychika wyjdzie z tego cało, może nawet będzie
fajnie?
Nie było.
Znaczy, dla
SMSKAK-esek był to jeden z najpiękniejszych wieczorów ostatnich lat. Ale nie
dla niego.
Nie, gdy po raz
piętnasty wychodził na scenę, by odebrać nagrodę, tym razem w kategorii:
Najładniejsze skarpetki noszone do sandał.
Nie, gdy za każdym
razie, kiedy stał na środku musiał ściągać koszulę, inaczej obrzucany był
pomidorami przez dzieci Morgensterna.
Swoją drogę, dlaczego
Thomas zezwolił, by SMSKAK tak demoralizowało jego dzieci?
Okej Kofler, rusz
głową. odpowiedź brzmi: Julia alias członkini SMSKAK. Znaczy, od kiedy związała
się z Morgenem zupełnie straciła zainteresowanie klatą Koflera, ale, kto
powiedział, że nie może ono odżyć pod wpływem takiego wieczoru jak dziś? A
Thomas, no cóż, pantoflarz jakich mało.
Nagle i
niespodziewanie stała się rzecz zupełnie nieoczekiwana. Pan prezenter, w rolę
którego tego wieczoru wcielił się sam mistrz imprezy Apoloniusz Tajner,
zapowiedział gościa specjalnego. Wbrew przypuszczeniom Kofi'ego nie była to jego
ulubiona piosenkarka Conchita Wurst ani klaun robiący z balonów kolorowe
zwierzaki. Na widok dziewczyny ubranej w liście palmowe, która we włosy miała
wplecione egzotyczne kwiaty, a na ramieniu której siedziała kolorowa papuga
Andi opluł Grazie RedBullem, którego właśnie pił. Mężczyzna z obawą spojrzał w
bok. Thomas miał rozwartą niczym hipopotam paszczę, do której właśnie wpadła
mucha (RIP mucha [*]), a Gregor... Gregor przecierał oczy ze zdumienia, na
zmianę blednąc i czerwieniejąc. Kofler miał już podejść do przyjaciela i
zamknąć go w mocnym uścisku (widział jak podobne rzeczy robił Wank i jaki
zbawienny skutek przynosiły), ale zanim zdążył ruszyć się z miejsca,
Schlierenzauer zerwał się jak oparzony i podbiegł pod samą scenę i przytuliwszy
się do barierki, piszczał jak najwytrwalsze groupies.
- Przed państwem
Sandra w piosence "Klatę Koflera kochaj". Przyjmijcie ją brawami!
Andreas nie ogarniał.
Jak to się stało, że Sandra nagle stała się SMSKAK-eską i dlaczego Greguszek nie
uciekał, gdzie pieprz rośnie?
- Piszczy zupełnie
tak, jak Gregor, gdy był skrępowany w jej jaskini. - Obok Andi'ego pojawił się
Morgi. - Pamiętasz? - Dodał, chichocząc.
- Trudno byłoby
zapomnieć.
- Pytanie tylko brzmi,
co się stało z Schlieri'm?
- Brak mu kobiety, ot
co.
Jednakże sedno sprawy
tkwiło zupełnie, gdzie indziej. Sam Gregi nie rozumiał, co właśnie się działo,
a działo się przecież tak wiele. Jego sercem zawładnęły sprzeczne emocje,
pośród których najsilniejsza była chęć padnięcia Sandrze do stóp i błaganie by
choć ten jeden raz nazwała go "kotlecikiem" albo "kiełbaską
suchą beskidzką". Jednocześnie chciał z całej siły przywalić patelnią w
ten jej krzywy nos za to, że stała się #TeamKofla. Jednak najdziwniejszym
faktem było to, że w ogóle nie bał się tej fałszującej jak Kuttin po wódce
blondynki, której pisk sprawiał, że żyrandole drżały, a okna wypadały z ram. Była
jego Sandrą, zupełnie taką jaką zapamiętał.
Kiedy Sandra skończyła
występ, dostała owacje na stojąco. Gregor szybko przemknął się do jej garderoby
i stanąwszy z nią twarz w twarz, wytknął jej stanowczym głosem.
- Zdradziłaś mnie!
Przeszłaś na stronę Koflera.
Sandra spojrzała na
Gregora jak na kawał mięsa wołowego.
- Ty nie wiedzieć. Ja
cię kochać. Tylko tak, mogłam się tutaj dostać. I cię spotkać. Ja tęsknić
bardzo, kabanosku.
Gniew Schlierenzauera
wyparował momentalnie. Wpatrywał się w Sandrę cielęcym wzrokiem, a na jego
twarzy wykwitł uwielbiany przez jego fanki uśmiech numer pięć. Niech to Waltery
wezmą, kochał ją tak bardzo jak Sandra kocha udziec z indyka.
- Ja też tęskniłem.
I Sandra wzięła go w
swoje silne ramiona, szepcąc do ucha słodkie słówka i opowiadając jak źle i
smutno było jej bez niego.
- Bez ciebie czułam
się, jakbym była wegetarianką!
Gala miała się ku
końcowi. Andreas stał na scenie i z oczami pełnymi łez wpatrywał się w kobiety
jego życia. Dopiero teraz, stojąc przed nimi wszystkimi, zrozumiał jak bardzo
przez te wszystkie lata za nimi tęsknił i jak bardzo brakowało mu ich pisków i piosenek ułożonych na jego
cześć. Nie chciał, by znikały. Chciał mieć je przy sobie, nawet jeśli
denerwowały go bardziej niż Poppinga podkradający mu mannery. Po prostu kochał
je i to się nigdy nie zmieni.
- SMSKAK, cieszę się,
że mogę tutaj dzisiaj z wami być. - Powiedział głosem pełnym wzruszenia. - Gdyby
nie, moje życie byłoby takie... puste. Jesteście jednocześnie najgorszą i
najlepszą rzeczą, jaka spotkała mnie w życiu. Kocham was. I już nie odchodźcie.
Tłum zawiwatował,
SMSKAK płakały, mdlały i piszczały. Nigdy nie były szczęśliwsze.
- Piękne przemówienie.
- Grazie uśmiechnęła się do Koflera, gdy ten zszedł ze sceny.
- Grazie...
- Rozumiem. One są
częścią ciebie i czynią cię tym, kim jesteś. I ja cię takiego kocham.
- Grazie... - Kofi
miał wrażenie, że jego serca zaraz eksploduje z nadmiaru emocji. Nie
przypuszczał, że ten wieczór będzie taki piękny, że SMSKAK-eski przypomną mu o
tych szalonych chwilach z okresu jego wieku pomłodzieńczego, że Grazie okaże
się taka wyrozumiała i cudowna. Dlatego chciał zrobić coś, co dopełni tej
pięknej chwili i sprawi, że cały wieczór będzie idealny. - Grazie, hajtnijmy
się.
- Kofi, czy ty
właśnie...
- Tak.
- Boże, Kofi, tak!
Kofler pocałował już
swoją narzeczoną, a SMSKAK-eski zabiły im głośne brawo. Przez te wszystkie lata
nauczyły się być takie, by Kofler nie czuł się przez nie przytłoczony, a także
umiały już cieszyć się jego szczęściem, nawet jeśli znaczyło to, że Kofler się
żeni.
Kilka godzin później,
gdy after party trwało w najlepsze i, gdy większość ludzi szalała na parkiecie,
Gregor i Sandra, nacieszywszy się sobą, postanowili wrócić do przyjaciół.
- Zrozumiałem, że Sandra to miłość mojego życia
i wyjeżdżam z nią na wakacje do Kambodży, by paść małpy i spać w szałasie. -
Oświadczył stanowczo, spodziewając się negatywnych reakcji ze strony kolegów. Ale
oni go zaskoczyli, albowiem całkowicie go rozumieli i popierali. Wiedzieli, że
dzięki Sandrze, Greguszek czuje się prawdziwie szczęśliwi.
Kofler powiódł
wzrokiem po bawiących się wokół maniaczkach jego klaty, po czym uśmiechnął się
do Schlierenzaera.
- Miłość czyni z ludzi
szaleńców, czyż nie?
**************
Wieki temu zaczęłam to pisać. I jakoś dzisiaj naszło mnie, by to skończyć. Tradycyjnie, pełno zaliczeń to ciągnie do worda.
No i najlepszego dla Koflera od SMSKAK!
Posiurkałam się ze śmiechu. Tak totalnie. SMSKAK <3 Bożu, to jedno z pierwszych skocznych opowiadań, które przeczytałam! I jak fajniutko wrócić do tej atmosfery i tego Andreasika, Greguszka i Morgiego-dziecioroba. O mein Gott, nawet Sandra mnie ucieszyła!
OdpowiedzUsuńJestem absolutnie pokonana przez Twój genialny humor. Dalej się śmieję. I jeszcze długo będę. KOCHAM TOOOOO!
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak się stęskniłam za SMSKAK! To opowiadanie było niesamowite i proszę Cię - zaskakuj nas częściej takimi jednopartami :D
OdpowiedzUsuńTylko czemu znowu Sandra? No naprawdę. Nie mogłaś Gregora sparować chociażby z Conchitą Wurst? Wszystko tylko nie Sandra (tak, ona zdecydowanie za dużo ostatnimi czasy pojawiała się na zdjęciach Grzesia [grupowych, bo grupowych, ale ją od razu człowiek zauważy]) ;D. Kofler jak zwykle czarujący, nawet z tymi swoimi sucharam, a Morgi... no cóż, Morgi to Morgi *-*.
Dziękuję za poprawienie humoru :D