Wydawałeś się być taki
szczęśliwy.
Chciałabym móc powiedzieć,
że to ja Cię tak uszczęśliwiam. Albo że chociaż jestem częścią tego Twojego
szczęścia. Że masz w życiu wszystko, bo masz mnie i skoki. Tymczasem
rzeczywistość jest całkiem inna. Nie ma mnie w Twoim życiu, nie jestem Twoim
szczęściem, ba, nawet się do mnie nie odzywasz. Ile się już nie widzieliśmy?
Trzy miesiące? Tak, chyba tak.
Wydawałeś się być taki
szczęśliwy. Co było tego powodem?
Pamiętam naszą ostatnią
rozmowę. Staliśmy w deszczu, ja płakałam. Całkowicie się rozsypałam, ale Ty
zupełnie się tym nie przejąłeś. Byłeś taki chłodny i zdystansowany, taki obcy.
Rozumiem, chyba. Ale w tamtej chwili... Złamałeś mi serce. Chociaż to była
bardziej moja wina. Bo zapragnęłam mieć Cię bardziej, bo chciałam czegoś więcej
niż koleżeńskiej relacji. To było jednostronne pragnienie, szybko mnie
uświadomiłeś. A potem odszedłeś, zostawiając mnie ze sercem w kawałkach i łzami
rozmazującymi makijaż.
Wydawałeś się być taki
szczęśliwy. Dlaczego?
Wiem, że jestem głupia,
ale myślałam, że zobaczę Cię smutnego, z wyrzutami sumienia wypisanymi na
twarzy. Że Twoje oczy nie będę się iskrzyć, że dołeczki nie upiększą Twoich
policzków. Że będziesz inny, całkowicie osowiały, skatowany tęsknotą za mną.
Ale widocznie zdążyłeś zapomnieć, wyrzucić mnie ze swojego życia, jak popsutą,
bezużyteczną rzecz. Jednym ruchem ręki wydarłeś z książki nasz wspólny rozdział.
Wcale nie tęsknisz, nie rozmyślasz, nie płaczesz po nocach. To ja. Ja tak
robię. Ty nie, ty masz swoje nowe, lepsze życie. Beze mnie.
Wydawałeś się być taki
szczęśliwy. Kto Cię takim zrobił?
Czasami wyobrażam sobie
Ciebie i to Twoje życie. Czy całuje Cię ktoś, kto wygląda jak Holland Roden?
Czy całuje Cię ktokolwiek? Czy przytulasz kogoś, chłonąc jej lawendowy zapach i
głaszcząc miękkie włosy? Czy wysyłasz komuś słodkie smsy na dobranoc? Czy ktoś
zajął w Twoim życiu tą rolę, w której ja siebie widziałam? Czy ktoś Cię tak
uszczęśliwia, jak ja chciałam?
Wydawałeś się być taki
szczęśliwy. Szczęśliwy, podczas gdy ja przeżywałam swoje osobiste piekło, gdy
pozwalałam otoczyć się samotności, gdy gubiłam swoje człowieczeństwo.
Dlaczego tak jest?
Pocałowałam Cię. Wtedy. A
ty mnie odepchnąłeś. Usunąłeś ze swojego życia.
- Jasmine... Nie. Co ty? -
Zapytałeś, cofając się o dwa kroki. Twoje oczy były autentycznie przerażone, a
ja... ja nie wiedziałam, co robię. Bo byłam tylko dziewczyną, która wreszcie
odważyła się zrobić to, o czym marzyła od bardzo dawna. I której marzenie
rozsypało się w drobny mak za pomocą jednego gestu.
- Ja... - Zawahałam się,
szukając wzrokiem Twoich ciepłych, brązowo-zielonych oczów. Zamiast tego
zderzyłam się z twoim stalowym, lodowatym spojrzeniem, którego nie umiałam
rozszyfrować. Albo inaczej, którego rozszyfrować nie chciałam, bo jakoś
podświadomie wiedziałam, co może znaczyć.
To spojrzenie zabolało,
sprawiło, że świat automatycznie wypadł mi z rąk, a łzy zaczęły gromadzić się
pod powiekami, rozmazując rzeczywistość przede mną.
Rozmazując Ciebie.
- Chyba... Na pewno...
Kocham Cię. - Wyszeptałam bardzo, bardzo cicho. Właściwie poruszyłam tylko
wargami. Ale Ty usłyszałeś. Zacisnąłeś mocniej pięści, otworzyłeś szerzej oczy.
Cofnąłeś się o kolejny krok. I kręcąc głową, próbowałeś wyrzucić z pamięci moje
słowa.
- Mylisz się. - Rzuciłeś
desperacko. - To nieprawda.
Zacisnęłam mocno usta.
Naprawdę nie chciałam się wtedy rozpaść, zamienić się w stertę porcelanowych
odłamków. Ale ton Twojego głosu, strach na twarzy, panika w spojrzeniu... To
było nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że się mnie brzydziłeś, że moja miłość
była zła.
I łzy pociekły po moich
bladych policzkach.
- Richi... - Poruszyłam
wargami, nie mogąc zdobyć się na żaden gest. A tak bardzo chciałam odgarnąć z
nad Twojego czoła kosmyk ciemnych włosów, wtulić się w Twoje ciepłe ramiona,
które niegdyś stanowiły najlepszą ochronę przed całym światem, spleść moje
palce z Twoimi. Nie zrobiłam jednak nic, bo za bardzo bałam się kolejnego odrzucenia.
- Nie. Jasmine, nie. To
nie ma sensu. Po prostu nie. - Raz po raz, kręciłeś głową, oddalając się ode
mnie jeszcze bardziej. A im dalej byłeś, tym ja mocniej płakałam, kurcząc się w
sobie i nienawidząc własnego popaprania. - Lepiej będzie... Nie spotykajmy się
przez pewien czas. Może ci
przejdzie, może...
Nie przeszło.
- Nie, posłuchaj... - Ale
ty już się odwróciłeś i zacząłeś iść przed siebie, znikając z mojego życia,
zostawiając w nim przerażającą pustkę i chaos nie do ogarnięcia. Zostawiłeś
mnie samą, taką bezbronną i popsutą, ze wstrętem do ludzi i brakiem zaufania
nawet do siebie samej. Z każdym kolejnym dniem rozpadałam się coraz bardziej...
A dzisiaj wydawałeś się
taki szczęśliwy.
- Jasmine...
Przenoszę wzrok z Vogland
Areny, która powoli pogrąża się w mroku, i spoglądam w lewo, w miejsce, w
którym stoisz Ty. Mrugam kilkakrotnie zdziwiona Twoją obecnością, tym, że
wreszcie jesteś tak blisko mnie, że wciąż pamiętasz moje imię. Już nie jesteś
taki szczęśliwy, jak jeszcze godzinę temu, kiedy razem z kolegami stawałeś na
najwyższym stopniu podium. Jesteś równie zdziwiony jak ja. Próbujesz zamaskować
emocje, które Tobą szargają, ale mój widok za bardzo wytrącił cię z równowagi,
byś potrafił szybko złapać wszystkie uczucia i schować je w hermetycznym pudełku,
daleko poza moim zasięgiem.
Czy coś się między nami
zmieniło?
- Jasmine - Powtarzasz
ciepło. A potem zaciskasz usta w wąską kreskę i wpatrujesz się we mnie
zagadkowym spojrzeniem. Znowu się oddalasz, uciekasz ode mnie. A ja chyba nie
umiem Cię dogonić, nie potrafię złapać Twojej ręki i przyciągnąć Cię do siebie.
Chyba nie mam sił, chyba już jestem za słaba i za krucha, za miękka w środku.
Chyba już nie wierzę, że Ty i ja, że my...
Bo dzisiaj... Wydawałeś
się taki szczęśliwy. Beze mnie.
- Richard. - Odpowiadam
hardo, choć w środku kruszy mi się serce i cała się rozsypuję, niczym domek z
kart. Próbuję być silna, pokazać Ci, że potrafię bez Ciebie żyć i że to
wszystko, wtedy, nic nie znaczyło. Ale ja wiem, że Ty widzisz jak
mój świat pęka na pół, jak strach i przerażenie odbijają się w moich oczach,
jak wszystko, co ostatnio udało mi się odbudować, rozpada się pod jednym Twoim
spojrzeniem, pod cichym szeptem przywołującym tyle wspomnień.
Wiem, że wiesz, że nadal
Cię kocham. Więc nie oszukujmy się, proszę.
- Richi. Zawsze mówiłaś
Richi. - Mówisz cicho, uciekając wzrokiem. Kurczysz się w sobie i aby
zamaskować niepewność poprawiasz czapkę. Chciałabym wiedzieć, co teraz siedzi w
Twojej głowie, o czym myślisz. I czy naprawdę jesteś szczęśliwy, czy to tylko
złudzenie, którym karmisz wszystkich, a przede wszystkim samego siebie.
Co ja mówię? Jesteś
szczęśliwy, na pewno jesteś. To jedynie moje myślenie życzeniowe, jakaś
szczątka nadziei, która podpowiada mi do ucha, że może jednak, że Ty...
- Tęskniłem. - Oznajmiasz
w końcu, gdy nie doczekujesz się mojej odpowiedzi.
Zagryzam mocno wargę,
wbijając w Ciebie zaskoczone spojrzenie. Czy kłamiesz? Czy mówisz by mówić? Co
tak naprawdę czujesz?
O Boże. Jesteś taki
skomplikowany, nasz świat jest taki skomplikowany. A ja mam tylko pytania, na
które nikt nie chce odpowiedzieć.
- Jasmine, do cholery,
dlaczego nic nie mówisz? - Ze złością zaciskasz dłonie w pięści, wreszcie
unosząc na mnie wzrok i buntowniczym spojrzeniem próbując przeszyć mnie na
wylot. Ale ja nie daję się tak łatwo przejrzeć, bynajmniej nie dlatego, że się
z Ciebie wyleczyłam.
- Tak ja ty przez ostatnie
miesiące? - Uśmiecham się nie bez ironii. Walczę, chcę walczyć. Chcę Ci
pokazać, że nie wystarczy jedno ciepłe 'Jasmine', jedno zatroskane spojrzenie,
bym zapomniała o tym, jak mnie wtedy brutalnie potraktowałeś, jak pozwoliłeś,
by mój świat stracił swoje fundamenty. Nie wymażesz tym wszystkich moich
przepłakanych nocy, spędzonych na wpatrywaniu się w uśpione Breitenbrunn i
tęsknieniu za czymś, co nie wróci. Nie jestem taka, nie jestem...
- Nie rozumiesz. -
Zaciskasz usta w wąską kreskę, pozwalając by twoje spojrzenie stwardniało. Więc
znowu to robimy. Zamykamy się na siebie, odbijając się od ścian naszych
światów. Wpadamy w błędne koło, w którym nie ma żadnego porozumienia. Uciekamy
od siebie, od tego, co kiedyś było między nami. Bo my przecież byliśmy
przyjaciółmi i wiesz, że nie możesz temu zaprzeczyć.
- To mi wytłumacz. -
Krzyżuję ręce na piersiach, dzielnie wytrzymując Twoje spojrzenie. Nie płaczę
tak jak wtedy. To chyba prawda, że rany, blizny nas zmieniają, że możemy albo
stać się silniejsi albo całkowicie dać się pogrążyć cierpieniu i ciemności.
Nie wiem, czy mnie to
wszystko wzmocniło. Na pewno jestem inną osobą, bardziej odporną na Ciebie. Ale
to nie znaczy, że jestem silna. Bo kiedy tak stoisz przede mną z tymi swoimi
włosami wymykającymi się spod czapki i ze zmarzniętym nosem to widzę Richarda,
jakiego znałam, Richarda, który był ciepły i który nigdy by mnie nie zranił.
Mojego Richi'ego. I z trudem trzymam wszystkie swoje kawałki w jednym miejscu,
będąc o krok od ponownego rozsypania się.
- Nie mogę. - Wzdychasz,
wypuszczając z ust obłoczek pary. Przez chwilę kręcisz głową, po czym
podchodzisz do barierki, opierasz się o nią i spoglądasz na Vogland Arenę. - Po
prostu nie mogę. Obiecałem.
- Obiecałeś również, że
zostaniesz przy mnie. Więc gdzie byłeś przez ostatnie miesiące? - Wypominam Ci,
podchodząc bliżej i zerkając na Twój profil. - Gdzie byłeś, Richardzie?
Zaciskasz mocno powieki i
kręcisz głową. Czego, do cholery, nie chcesz mi powiedzieć?
- To takie skomplikowane.
- Szepczesz.
- Nieważne. Już nieważne.
- Chyba się poddaję. Chyba przebywanie obok Ciebie, oddychanie tym samym
powietrzem, słyszenie Twojego głosu za wiele mnie kosztuje. Nie chcesz
powiedzieć mi prawdy? Trudno. Powstrzymując łzy, odwracam się na pięcie i
odchodzę. Tym razem ja.
Próbuję udawać, że nie
słyszę Twojego krzyku. Próbuję udawać, że krople spływające po moich policzkach
to nie łzy. Próbuję być silna, choć pękam na miliony drobnych części zupełnie
jak porcelanowa filiżanka zrzucona na ziemię. Czuję się jakby znowu coś we mnie
umierało, jakby wewnętrzny chłód był nie do ogrzania. Zagryzam mocno wargę,
walcząc z chęcią zawrócenia i wtulenia się w Twoje ramiona. Nie myślałam, że
spotkam się z Tobą twarzą w twarz, chciałam tylko poudawać, że przez chwilę jest jak dawniej - Ty skaczesz, a ja Cię
dopinguję z trybun.
Ale nic nie jest jak
dawniej. I nigdy już nie będzie.
Doganiasz mnie i
szarpnięciem zmuszasz, bym się zatrzymała i spojrzała na Ciebie. Więc podnoszę
głowę, bojąc się tego, co zobaczę.
Masz zaciętą minę, a oczy
kryją kumulujący się od dawna gniew. Przez chwilę oddychasz miarowo, nie
puszczając nawet mojego ramienia. Zagryzam wargę, bojowo odwzajemniając twarde
spojrzenie.
Z nieba zaczyna padać
deszcz. Tak jak wtedy. Uczucie dziwnego deja vu mrozi mnie całą. Nie chcę,
żebyś znowu złamał moje wciąż nieposkładane serce.
Ale to zrobisz, prawda?
- Chcesz znasz całą
prawdę? - Krzyczysz, nawet nie próbując tłumić złości. - Więc proszę bardzo.
Kochałem cię, Jasmine. I nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę się za to, co
wtedy ci zrobiłem.
Wstrzymuję oddech,
wpatrując się w Twoją twarz okrągłymi oczami. Kłamiesz. Chcę wierzyć, że
kłamiesz. Bo to, co mówisz najzwyczajniej na świecie nie ma sensu, nic nie
trzyma się kupy, kompletnie nic.
Ale Ty nie kłamiesz. Widzę
to.
- Więc dlaczego do
cholery... - Urywam, nie mogąc nic więcej z siebie wydusić. Cała dygoczę, łzy i
krople deszczu zamazują mi pole widzenia. W dodatku bałagan, jaki mam w głowie
jest nie do ogarnięcia, a Ty zupełnie niczego nie ułatwiasz.
Pozwalam, byś przygarnął
mnie do siebie tak, jak to robiłeś, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Jedną
ręką podtrzymujesz moją wtuloną w Twój tors głowę, a drugą delikatnie
głaszczesz plecy. Boże, jak ja tęskniłam za Twoim zapachem, za ciepłem Twojego
ciała. Nie wypuszczaj już mnie ze swoich ramion, pozwól mi być przy sobie,
słyszysz? Potrzebuję Cię, tak cholernie Cię potrzebuję.
- Przepraszam. - Szepczesz.
- Obiecałem. Rozumiesz? Musiałem...
Odpycham się od Ciebie
delikatnie i rzucam Ci zdecydowane spojrzenie.
- Powiedz wreszcie, o co
chodzi.
Bierzesz głęboki wdech.
Nerwowo przestępujesz z jednej nogi na drugą, uciekasz spojrzeniem w bok. Ale w
końcu zaczynasz mówisz.
- Karl całe lato o Tobie
nawijał. Mówił to, czego ja bałem się powiedzieć na głos, ba, do czego bałem
się przyznać nawet przed samym sobą. Tak bardzo mu się podobałaś... Jasmine, on jest
moim najlepszym przyjacielem, nie mogłem tego popsuć.
Nagle wszystkie elementy
wskakują na swoje miejsca, a układanka jest jasna i przejrzysta. Tylko jakoś
wcale nie jest lepiej.
Przymykam na chwilę oczy,
uzmysławiając sobie rzeczy, o których mówiłeś. Faktycznie, przez pewien czas
było wokół mnie jakby więcej Geigera. Niezobowiązujące wyjście na piwo, od
czasu do czasu długa rozmowa na fejsie, smsy z pozdrowieniami z miejscowości, w
których akuratnie był na zgrupowaniu. Ale to wszystko było takie koleżeńskie,
nigdy nie dostrzegałam w tym drugiego dna, nigdy nie przypuszczałabym, że...
Zresztą to nie trwało
długo. Jak szybko Karl się pojawił tak szybko zniknął. I co wtedy?
Odczytujesz z mojej twarzy
niewypowiedziane pytanie. Uśmiechasz się smutno.
- To głupie. Kiedyś
opowiedziałem mu wszystko. Także to, co wtedy
się stało. I wymusił na mnie, że się do Ciebie nie zbliżę. Skoro Ty go nie
chciałaś, to nie chciał, byśmy my... Wiesz, duma i takie tam.
Przez chwilę milczę,
całkowicie powalona tymi rewelacjami. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to
nic nie zmienia. Nie cofniemy czasu, nie wybierzemy innych ścieżek, nie
będziemy potrafili być przyjaciółmi.
- Jesteście kretynami. -
Fukam więc i odwracam się z zamiarem odejścia, ale Ty znowu chwytasz mnie w
ramiona i całujesz tak, że w piersiach zapiera mi wdech. Nieporadnie łapię cię
za kark, odwzajemniając pocałunki, próbując nie myśleć o tym, co było. W tej
jednej minucie czuję się tak, jakby jeszcze nie wszystko było stracone, jakbyś
wciąż był moim Richi'm. W tej jednej minucie mój świat znowu jest cały.
- Nie chcę cię znowu
stracić. Nie mogę. - Wyszeptujesz. - Kocham Cię. Wciąż Cię kocham. Wybacz mi.
- Richi. - Wtulam się w
Ciebie, a Ty zamykasz mnie w swoich objęciach. Wierzę Ci. Wierzę w każdą Twoją
niewypowiedzianą obietnicę. I kocham Cię jak nigdy wcześniej.
Może jest za późno, by
odbudować to, co było. Może nie nadrobimy straconego czasu i bezsennych nocy.
Ale zdecydowanie nie jest za późno, by zacząć coś nowego.
Tylko mnie kochaj. O nic
więcej nie proszę.
******