wtorek, 24 lutego 2015

never too late [GER]



Wydawałeś się być taki szczęśliwy.
Chciałabym móc powiedzieć, że to ja Cię tak uszczęśliwiam. Albo że chociaż jestem częścią tego Twojego szczęścia. Że masz w życiu wszystko, bo masz mnie i skoki. Tymczasem rzeczywistość jest całkiem inna. Nie ma mnie w Twoim życiu, nie jestem Twoim szczęściem, ba, nawet się do mnie nie odzywasz. Ile się już nie widzieliśmy? Trzy miesiące? Tak, chyba tak.
Wydawałeś się być taki szczęśliwy. Co było tego powodem?
Pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Staliśmy w deszczu, ja płakałam. Całkowicie się rozsypałam, ale Ty zupełnie się tym nie przejąłeś. Byłeś taki chłodny i zdystansowany, taki obcy. Rozumiem, chyba. Ale w tamtej chwili... Złamałeś mi serce. Chociaż to była bardziej moja wina. Bo zapragnęłam mieć Cię bardziej, bo chciałam czegoś więcej niż koleżeńskiej relacji. To było jednostronne pragnienie, szybko mnie uświadomiłeś. A potem odszedłeś, zostawiając mnie ze sercem w kawałkach i łzami rozmazującymi makijaż.
Wydawałeś się być taki szczęśliwy. Dlaczego?
Wiem, że jestem głupia, ale myślałam, że zobaczę Cię smutnego, z wyrzutami sumienia wypisanymi na twarzy. Że Twoje oczy nie będę się iskrzyć, że dołeczki nie upiększą Twoich policzków. Że będziesz inny, całkowicie osowiały, skatowany tęsknotą za mną. Ale widocznie zdążyłeś zapomnieć, wyrzucić mnie ze swojego życia, jak popsutą, bezużyteczną rzecz. Jednym ruchem ręki wydarłeś z książki nasz wspólny rozdział. Wcale nie tęsknisz, nie rozmyślasz, nie płaczesz po nocach. To ja. Ja tak robię. Ty nie, ty masz swoje nowe, lepsze życie. Beze mnie.
Wydawałeś się być taki szczęśliwy. Kto Cię takim zrobił?
Czasami wyobrażam sobie Ciebie i to Twoje życie. Czy całuje Cię ktoś, kto wygląda jak Holland Roden? Czy całuje Cię ktokolwiek? Czy przytulasz kogoś, chłonąc jej lawendowy zapach i głaszcząc miękkie włosy? Czy wysyłasz komuś słodkie smsy na dobranoc? Czy ktoś zajął w Twoim życiu tą rolę, w której ja siebie widziałam? Czy ktoś Cię tak uszczęśliwia, jak ja chciałam?
Wydawałeś się być taki szczęśliwy. Szczęśliwy, podczas gdy ja przeżywałam swoje osobiste piekło, gdy pozwalałam otoczyć się samotności, gdy gubiłam swoje człowieczeństwo.
Dlaczego tak jest?
Pocałowałam Cię. Wtedy. A ty mnie odepchnąłeś. Usunąłeś ze swojego życia.
- Jasmine... Nie. Co ty? - Zapytałeś, cofając się o dwa kroki. Twoje oczy były autentycznie przerażone, a ja... ja nie wiedziałam, co robię. Bo byłam tylko dziewczyną, która wreszcie odważyła się zrobić to, o czym marzyła od bardzo dawna. I której marzenie rozsypało się w drobny mak za pomocą jednego gestu.
- Ja... - Zawahałam się, szukając wzrokiem Twoich ciepłych, brązowo-zielonych oczów. Zamiast tego zderzyłam się z twoim stalowym, lodowatym spojrzeniem, którego nie umiałam rozszyfrować. Albo inaczej, którego rozszyfrować nie chciałam, bo jakoś podświadomie wiedziałam, co może znaczyć.
To spojrzenie zabolało, sprawiło, że świat automatycznie wypadł mi z rąk, a łzy zaczęły gromadzić się pod powiekami, rozmazując rzeczywistość przede mną.
Rozmazując Ciebie.
- Chyba... Na pewno... Kocham Cię. - Wyszeptałam bardzo, bardzo cicho. Właściwie poruszyłam tylko wargami. Ale Ty usłyszałeś. Zacisnąłeś mocniej pięści, otworzyłeś szerzej oczy. Cofnąłeś się o kolejny krok. I kręcąc głową, próbowałeś wyrzucić z pamięci moje słowa.
- Mylisz się. - Rzuciłeś desperacko. - To nieprawda.
Zacisnęłam mocno usta. Naprawdę nie chciałam się wtedy rozpaść, zamienić się w stertę porcelanowych odłamków. Ale ton Twojego głosu, strach na twarzy, panika w spojrzeniu... To było nie do zniesienia. Miałam wrażenie, że się mnie brzydziłeś, że moja miłość była zła.
I łzy pociekły po moich bladych policzkach.
- Richi... - Poruszyłam wargami, nie mogąc zdobyć się na żaden gest. A tak bardzo chciałam odgarnąć z nad Twojego czoła kosmyk ciemnych włosów, wtulić się w Twoje ciepłe ramiona, które niegdyś stanowiły najlepszą ochronę przed całym światem, spleść moje palce z Twoimi. Nie zrobiłam jednak nic, bo za bardzo bałam się kolejnego odrzucenia.
- Nie. Jasmine, nie. To nie ma sensu. Po prostu nie. - Raz po raz, kręciłeś głową, oddalając się ode mnie jeszcze bardziej. A im dalej byłeś, tym ja mocniej płakałam, kurcząc się w sobie i nienawidząc własnego popaprania. - Lepiej będzie... Nie spotykajmy się
przez pewien czas. Może ci przejdzie, może...
Nie przeszło.
- Nie, posłuchaj... - Ale ty już się odwróciłeś i zacząłeś iść przed siebie, znikając z mojego życia, zostawiając w nim przerażającą pustkę i chaos nie do ogarnięcia. Zostawiłeś mnie samą, taką bezbronną i popsutą, ze wstrętem do ludzi i brakiem zaufania nawet do siebie samej. Z każdym kolejnym dniem rozpadałam się coraz bardziej...
A dzisiaj wydawałeś się taki szczęśliwy.
- Jasmine...
Przenoszę wzrok z Vogland Areny, która powoli pogrąża się w mroku, i spoglądam w lewo, w miejsce, w którym stoisz Ty. Mrugam kilkakrotnie zdziwiona Twoją obecnością, tym, że wreszcie jesteś tak blisko mnie, że wciąż pamiętasz moje imię. Już nie jesteś taki szczęśliwy, jak jeszcze godzinę temu, kiedy razem z kolegami stawałeś na najwyższym stopniu podium. Jesteś równie zdziwiony jak ja. Próbujesz zamaskować emocje, które Tobą szargają, ale mój widok za bardzo wytrącił cię z równowagi, byś potrafił szybko złapać wszystkie uczucia i schować je w hermetycznym pudełku, daleko poza moim zasięgiem.
Czy coś się między nami zmieniło?
- Jasmine - Powtarzasz ciepło. A potem zaciskasz usta w wąską kreskę i wpatrujesz się we mnie zagadkowym spojrzeniem. Znowu się oddalasz, uciekasz ode mnie. A ja chyba nie umiem Cię dogonić, nie potrafię złapać Twojej ręki i przyciągnąć Cię do siebie. Chyba nie mam sił, chyba już jestem za słaba i za krucha, za miękka w środku. Chyba już nie wierzę, że Ty i ja, że my...
Bo dzisiaj... Wydawałeś się taki szczęśliwy. Beze mnie.
- Richard. - Odpowiadam hardo, choć w środku kruszy mi się serce i cała się rozsypuję, niczym domek z kart. Próbuję być silna, pokazać Ci, że potrafię bez Ciebie żyć i że to wszystko, wtedy, nic nie znaczyło. Ale ja wiem, że Ty widzisz jak mój świat pęka na pół, jak strach i przerażenie odbijają się w moich oczach, jak wszystko, co ostatnio udało mi się odbudować, rozpada się pod jednym Twoim spojrzeniem, pod cichym szeptem przywołującym tyle wspomnień.
Wiem, że wiesz, że nadal Cię kocham. Więc nie oszukujmy się, proszę.
- Richi. Zawsze mówiłaś Richi. - Mówisz cicho, uciekając wzrokiem. Kurczysz się w sobie i aby zamaskować niepewność poprawiasz czapkę. Chciałabym wiedzieć, co teraz siedzi w Twojej głowie, o czym myślisz. I czy naprawdę jesteś szczęśliwy, czy to tylko złudzenie, którym karmisz wszystkich, a przede wszystkim samego siebie.
Co ja mówię? Jesteś szczęśliwy, na pewno jesteś. To jedynie moje myślenie życzeniowe, jakaś szczątka nadziei, która podpowiada mi do ucha, że może jednak, że Ty...
- Tęskniłem. - Oznajmiasz w końcu, gdy nie doczekujesz się mojej odpowiedzi.
Zagryzam mocno wargę, wbijając w Ciebie zaskoczone spojrzenie. Czy kłamiesz? Czy mówisz by mówić? Co tak naprawdę czujesz?
O Boże. Jesteś taki skomplikowany, nasz świat jest taki skomplikowany. A ja mam tylko pytania, na które nikt nie chce odpowiedzieć.
- Jasmine, do cholery, dlaczego nic nie mówisz? - Ze złością zaciskasz dłonie w pięści, wreszcie unosząc na mnie wzrok i buntowniczym spojrzeniem próbując przeszyć mnie na wylot. Ale ja nie daję się tak łatwo przejrzeć, bynajmniej nie dlatego, że się z Ciebie wyleczyłam.
- Tak ja ty przez ostatnie miesiące? - Uśmiecham się nie bez ironii. Walczę, chcę walczyć. Chcę Ci pokazać, że nie wystarczy jedno ciepłe 'Jasmine', jedno zatroskane spojrzenie, bym zapomniała o tym, jak mnie wtedy brutalnie potraktowałeś, jak pozwoliłeś, by mój świat stracił swoje fundamenty. Nie wymażesz tym wszystkich moich przepłakanych nocy, spędzonych na wpatrywaniu się w uśpione Breitenbrunn i tęsknieniu za czymś, co nie wróci. Nie jestem taka, nie jestem...
- Nie rozumiesz. - Zaciskasz usta w wąską kreskę, pozwalając by twoje spojrzenie stwardniało. Więc znowu to robimy. Zamykamy się na siebie, odbijając się od ścian naszych światów. Wpadamy w błędne koło, w którym nie ma żadnego porozumienia. Uciekamy od siebie, od tego, co kiedyś było między nami. Bo my przecież byliśmy przyjaciółmi i wiesz, że nie możesz temu zaprzeczyć.
- To mi wytłumacz. - Krzyżuję ręce na piersiach, dzielnie wytrzymując Twoje spojrzenie. Nie płaczę tak jak wtedy. To chyba prawda, że rany, blizny nas zmieniają, że możemy albo stać się silniejsi albo całkowicie dać się pogrążyć cierpieniu i ciemności.
Nie wiem, czy mnie to wszystko wzmocniło. Na pewno jestem inną osobą, bardziej odporną na Ciebie. Ale to nie znaczy, że jestem silna. Bo kiedy tak stoisz przede mną z tymi swoimi włosami wymykającymi się spod czapki i ze zmarzniętym nosem to widzę Richarda, jakiego znałam, Richarda, który był ciepły i który nigdy by mnie nie zranił. Mojego Richi'ego. I z trudem trzymam wszystkie swoje kawałki w jednym miejscu, będąc o krok od ponownego rozsypania się.
- Nie mogę. - Wzdychasz, wypuszczając z ust obłoczek pary. Przez chwilę kręcisz głową, po czym podchodzisz do barierki, opierasz się o nią i spoglądasz na Vogland Arenę. - Po prostu nie mogę. Obiecałem.
- Obiecałeś również, że zostaniesz przy mnie. Więc gdzie byłeś przez ostatnie miesiące? - Wypominam Ci, podchodząc bliżej i zerkając na Twój profil. - Gdzie byłeś, Richardzie?
Zaciskasz mocno powieki i kręcisz głową. Czego, do cholery, nie chcesz mi powiedzieć?
- To takie skomplikowane. - Szepczesz.
- Nieważne. Już nieważne. - Chyba się poddaję. Chyba przebywanie obok Ciebie, oddychanie tym samym powietrzem, słyszenie Twojego głosu za wiele mnie kosztuje. Nie chcesz powiedzieć mi prawdy? Trudno. Powstrzymując łzy, odwracam się na pięcie i odchodzę. Tym razem ja.


Próbuję udawać, że nie słyszę Twojego krzyku. Próbuję udawać, że krople spływające po moich policzkach to nie łzy. Próbuję być silna, choć pękam na miliony drobnych części zupełnie jak porcelanowa filiżanka zrzucona na ziemię. Czuję się jakby znowu coś we mnie umierało, jakby wewnętrzny chłód był nie do ogrzania. Zagryzam mocno wargę, walcząc z chęcią zawrócenia i wtulenia się w Twoje ramiona. Nie myślałam, że spotkam się z Tobą twarzą w twarz, chciałam tylko poudawać, że przez chwilę jest jak dawniej - Ty skaczesz, a ja Cię dopinguję z trybun.
Ale nic nie jest jak dawniej. I nigdy już nie będzie.
Doganiasz mnie i szarpnięciem zmuszasz, bym się zatrzymała i spojrzała na Ciebie. Więc podnoszę głowę, bojąc się tego, co zobaczę.
Masz zaciętą minę, a oczy kryją kumulujący się od dawna gniew. Przez chwilę oddychasz miarowo, nie puszczając nawet mojego ramienia. Zagryzam wargę, bojowo odwzajemniając twarde spojrzenie.
Z nieba zaczyna padać deszcz. Tak jak wtedy. Uczucie dziwnego deja vu mrozi mnie całą. Nie chcę, żebyś znowu złamał moje wciąż nieposkładane serce.
Ale to zrobisz, prawda?
- Chcesz znasz całą prawdę? - Krzyczysz, nawet nie próbując tłumić złości. - Więc proszę bardzo. Kochałem cię, Jasmine. I nawet nie wiesz, jak bardzo nienawidzę się za to, co wtedy ci zrobiłem.
Wstrzymuję oddech, wpatrując się w Twoją twarz okrągłymi oczami. Kłamiesz. Chcę wierzyć, że kłamiesz. Bo to, co mówisz najzwyczajniej na świecie nie ma sensu, nic nie trzyma się kupy, kompletnie nic.
Ale Ty nie kłamiesz. Widzę to.
- Więc dlaczego do cholery... - Urywam, nie mogąc nic więcej z siebie wydusić. Cała dygoczę, łzy i krople deszczu zamazują mi pole widzenia. W dodatku bałagan, jaki mam w głowie jest nie do ogarnięcia, a Ty zupełnie niczego nie ułatwiasz.
Pozwalam, byś przygarnął mnie do siebie tak, jak to robiłeś, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi. Jedną ręką podtrzymujesz moją wtuloną w Twój tors głowę, a drugą delikatnie głaszczesz plecy. Boże, jak ja tęskniłam za Twoim zapachem, za ciepłem Twojego ciała. Nie wypuszczaj już mnie ze swoich ramion, pozwól mi być przy sobie, słyszysz? Potrzebuję Cię, tak cholernie Cię potrzebuję.
- Przepraszam. - Szepczesz. - Obiecałem. Rozumiesz? Musiałem...
Odpycham się od Ciebie delikatnie i rzucam Ci zdecydowane spojrzenie.
- Powiedz wreszcie, o co chodzi.
Bierzesz głęboki wdech. Nerwowo przestępujesz z jednej nogi na drugą, uciekasz spojrzeniem w bok. Ale w końcu zaczynasz mówisz.
- Karl całe lato o Tobie nawijał. Mówił to, czego ja bałem się powiedzieć na głos, ba, do czego bałem się przyznać nawet przed samym sobą. Tak bardzo mu się podobałaś... Jasmine, on jest moim najlepszym przyjacielem, nie mogłem tego popsuć.
Nagle wszystkie elementy wskakują na swoje miejsca, a układanka jest jasna i przejrzysta. Tylko jakoś wcale nie jest lepiej.
Przymykam na chwilę oczy, uzmysławiając sobie rzeczy, o których mówiłeś. Faktycznie, przez pewien czas było wokół mnie jakby więcej Geigera. Niezobowiązujące wyjście na piwo, od czasu do czasu długa rozmowa na fejsie, smsy z pozdrowieniami z miejscowości, w których akuratnie był na zgrupowaniu. Ale to wszystko było takie koleżeńskie, nigdy nie dostrzegałam w tym drugiego dna, nigdy nie przypuszczałabym, że...
Zresztą to nie trwało długo. Jak szybko Karl się pojawił tak szybko zniknął. I co wtedy?
Odczytujesz z mojej twarzy niewypowiedziane pytanie. Uśmiechasz się smutno.
- To głupie. Kiedyś opowiedziałem mu wszystko. Także to, co wtedy się stało. I wymusił na mnie, że się do Ciebie nie zbliżę. Skoro Ty go nie chciałaś, to nie chciał, byśmy my... Wiesz, duma i takie tam.
Przez chwilę milczę, całkowicie powalona tymi rewelacjami. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to nic nie zmienia. Nie cofniemy czasu, nie wybierzemy innych ścieżek, nie będziemy potrafili być przyjaciółmi.
- Jesteście kretynami. - Fukam więc i odwracam się z zamiarem odejścia, ale Ty znowu chwytasz mnie w ramiona i całujesz tak, że w piersiach zapiera mi wdech. Nieporadnie łapię cię za kark, odwzajemniając pocałunki, próbując nie myśleć o tym, co było. W tej jednej minucie czuję się tak, jakby jeszcze nie wszystko było stracone, jakbyś wciąż był moim Richi'm. W tej jednej minucie mój świat znowu jest cały.
- Nie chcę cię znowu stracić. Nie mogę. - Wyszeptujesz. - Kocham Cię. Wciąż Cię kocham. Wybacz mi.
- Richi. - Wtulam się w Ciebie, a Ty zamykasz mnie w swoich objęciach. Wierzę Ci. Wierzę w każdą Twoją niewypowiedzianą obietnicę. I kocham Cię jak nigdy wcześniej.
Może jest za późno, by odbudować to, co było. Może nie nadrobimy straconego czasu i bezsennych nocy. Ale zdecydowanie nie jest za późno, by zacząć coś nowego.

Tylko mnie kochaj. O nic więcej nie proszę.
******