piątek, 11 października 2013

'Stille' bedeutet nicht immer Ruhe.




Nic na świecie nie dzieje się przez przypadek, mówią. I mają rację.
Doznałem tej cholernej kontuzji stopy, dokładnie coś ze śródstopiem. Sześć tygodni w gipsie, przerwa w treningach, początek sezonu z głowy. I to tuż przed olimpiadą! Mój świat w tamtym momencie w jakimś stopniu się zawalił. Przez kilka długich minut widziałem, jak moje marzenia obracają się w proch, jak coś, co jeszcze przed chwilą było w zasięgu mojej ręki, oddala się ode mnie w ekspresowym tempie. Moja ciężka praca poszła na marne.
Opuściłem gabinet lekarza w grobowym nastroju, z poczuciem sromotnej klęski. Zostały odebrane mi marzenia i złudzenia, byłem pozbawiony jakiejkolwiek nadziei.
Ale potem... Potem zauważyłem Ją. Stała przed automatem z kawą i ze skupieniem na twarzy zastanawiała się, który napój wybrać. Jakby była jakakolwiek różnica między tymi kawami, przecież każda smakuje jakby pochodziła z oczyszczalni ścieków, zupełnie nieporównywalnie do prawdziwej, domowej kawy z ekspresu.
W każdym bądź razie, wraz z ujrzeniem Jej powróciły do mnie wszystkie moje marzenia, napłynęła ogromna fala nowej siły i twardej determinacji. Z powrotem stałem się siedemnastolatkiem z pasją i wolą walki, znowu znalazłem się w punkcie wyjścia, w punkcie, gdzie każde wzięte z Kosmosu marzenie było realne.
Znałem tę dziewczynę. Nazywała się Stille Krause i niegdyś uczyliśmy się w tej samej szkole.
Niegdyś byłem w niej zakochany do szaleństwa.
****
Stille znaczy cisza, spokój, ale nic z ciszy nie było w tej niskiej, platynowej blondynce, wokół której niegdyś kręcił się mój świat. Stille przypominała huragan; bałagan jaki po sobie pozostawiała był nie do ogarnięcia. Potrafiła niszczyć, ale równie dobrze umiała budować. To ona pierwsza uwierzyła we mnie, w to, że mogę odnieść międzynarodowy sukces. Dzięki niej nie rzuciłem skoków, gdy dotknęło mnie pasmo niepowodzeń. Stille była moim wsparciem, sprawiła, że uwierzyłem, iż nie ma rzeczy niemożliwych.
Kochałem ją, a ona kochała mnie. Ale nawet pierwsza miłość kiedyś dobiega końca.
I teraz znowu ją spotkałem.
I w chwili, gdy spojrzałem w jej wielkie, zbuntowane, karmelowe oczy, wiedziałem, że znowu namiesza w moim życiu.
*****
- Zamiast pić to szambo, powinnaś dać się zaprosić na kawę.
Stille drgnęła, przestraszona głosem za sobą. Odwróciła się powoli, z typowym dla siebie, zawadiackim uśmiechem. Rozpoznała mój głos od razu, a na widok mojej skromnej osoby jakby rozjaśniała. Zmrużyła filuternie piękne oczy, hipnotyzując mnie głębią swojego spojrzenia, słodką obietnicą okutą w gorzkie rozczarowania. Znałem ten smak doskonale, mimo to wciąż mnie kusił.
- Kto by się spodziewał, Richard Freitag, niemiecka gwiazda skoków narciarskich zaprasza mnie na kawę. - Przekrzywiła zabawnie głowę, taksując mnie spojrzeniem. Była śliczna jak zawsze. - Ile to już lat minęło, co?
- Zdecydowanie za dużo. - zaśmiałem się. - Naprawdę cieszę się, że cię widzę, Stille.
- I vive versa, skoczku. - Posłała mi oszałamiający uśmiech, uśmiech, który niegdyś potrafił doprowadzić mnie do szaleństwa. - A co ci się stało w stopę? - Zapytała, unosząc do góry brew.
Skrzywiłem się, brutalnie przywołany do rzeczywistości.
- Pechowa kontuzja.
- Możesz chodzić?
- Taa. Ale mam się oszczędzać.
- Więc z kawy raczej nici.
- Zawsze możesz odwiedzić mnie w domu. Adres znasz. - Puściłem jej oczko, na co blondynka zaśmiała się.
- Jesteś czarujący jak zawsze.
- To cały ja.
Zadzwonił mój telefon. Christian czekał na mnie już na parkingu. Pożegnałem się z Stille, wcześniej wymuszając na niej obietnicę rychłych odwiedzin.
Przez następne dni nie umiałem o niej zapomnieć, wciąż przed oczami mając wszystkie nasze wspólne chwile.
Huragan Stille wrócił do mojego życia.
*****
Mówią, że stara miłość nie rdzewieje, że o pierwszej miłości się nie zapomina. Może coś w tym jest? To nie tak, że nagle odezwały się we mnie dawno uśpione uczucia, nie było już we mnie ani grama romantycznego uczucia do Stille. Byłem znudzony rutyną jaka nagle zagościła w moim życiu, a także nieco pobudzony słodkim uśmiechem Krause, jej niezwykłym spojrzeniem. Chciałem, by wreszcie coś zaczęło się dziać, chciałem mieć coś, co odwróci moje myśli od kontuzji i wszystkich konsekwencji z nią związanych. Nie mogłem siedzieć bezczynnie w domu i użalać się nad sobą. Dlatego z wdzięcznością przyjmowałem każdą wizytę Stille. Uwielbiałem z nią rozmawiać, odświeżać zakurzone wspomnienia, nakreślać naszą teraźniejszość. Zbliżyliśmy się do siebie, to fakt. Nie chciałem się angażować, naprawdę, zwłaszcza, że Stille zwierzyła mi się, że, wyjąwszy mnie, z nikim nie potrafiła stworzyć trwałego związku i że już dawno porzuciła próby ustabilizowania swoich uczuć. A ja, na przekór sobie, zadurzyłem się w niej jak jakiś nastolatek. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie, mimo to pozwalałem sobie zatruwać serce jej rozkoszną trucizną. Yolo, co nie?
Byłem naiwny, wiem.
Ale wtedy mało mnie to obchodziło.
*****
- Jak twoja stopa? - zagaiła Stille, trącając mnie swoją stopą w nogę.
Westchnąłem głęboko, przeczesując dłonią i tak już zmierzwione włosy. Ostatnio nie umiałem zapanować nad buszem na mojej głowie, rychła wizyta u fryzjera była więc nieunikniona.
- W przyszłym tygodniu wracam do treningów. - Odparłem przygaszonym tonem.
Dziewczyna rzuciła mi spojrzenie pełne zainteresowania.
- To chyba dobrze, nie?
- W przyszłym tygodniu zaczyna też się Puchar Świata. I to w Klingenthal.
- Lubię Klingenthal. - Stille uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo, a ja mimowolnie się zaczerwieniłem.
Z Vogtland Areną wiązało się sporo wspomnień, niektóre z nich były bardzo intymne. Dwuznaczny uśmiech blondynki mi nie pomagał. Zauroczony i zawstydzony wbiłem wzrok w szarzejący za oknem krajobraz.
Może i zaczynałem czuć coś poważniejszego do Stille, ale obiecałem sobie, że mimo wszystko, nikt nigdy się o tym nie dowie. Miałem plan: przeczekać jeszcze kilka tygodni, wrócić całkowicie do zdrowia i skoków, a potem skończyć z toksycznym uczuciem, które żywiłem do Stille. Nie mogłem pozwolić sobie na miłość, nie do niej. Już raz złamała moje serce, zostawiając mnie w najmniej nieoczekiwanym momencie samego z bałaganem w życiu. Nie chciałem, by historia zatoczyła krąg. W tym sezonie miałem igrzyska do wygrania.
Owszem, Stille prawie bez przerwy ze mną flirtowała, ale dla niej to była tylko zabawa. Taką już miała naturę. Nieraz w liceum kłóciliśmy się o jej różne flirty, nie umiałem być spokojny, gdy obdarzała obcych kolesi swoimi słodkimi uśmiechami, nawet jeśli, wiedziałem, że te najpiękniejsze ma zarezerwowane tylko i wyłącznie dla mnie.
Byłem pełen sprzecznych emocji i zdawałam sobie sprawę z tego, że Stille to wyczuwa.
- Może moglibyśmy sobie trochę dokładniej poprzypominać Klingenthal? - Zapytała niewinnym głosem, zaplątując palce w moich włosach.
Przysunęła się do mnie. Owiał mnie jej słodki, uwodzicielski zapach, oczarował głos pełen słodyczy. Byłem marionetką w jej rękach, działałem na jej życzenia, wystarczyło, by tylko pociągnęła za sznurki.
Nie chciałem jej się opierać. Chciałam posmakować trucizny.
Ale głos rozsądku zaczął krzyczeć, gdy Stille nakryła moje wargi swoimi ustami. Z jednej strony moje ciało zaczęło ją dotykać, z drugiej rozum kazał przestać.
- Stille.. Nie powinniśmy. - Odsunąłem do tyłu głowę, spoglądając w jej rozszerzone namiętnością oczy.
W karmelu jej tęczówek widziałem, że mi nie odpuści, że ma cel, który musi zrealizować.
- Och Richi, nie jesteśmy już w liceum. - Zaczęła na zmianę mnie całować i mówić. - To nic nie musi znaczyć.
Nie dla niej.
Bałem się, że seks wszystko pokomplikuje, że jeszcze mocniej będę ja kochać i pragnąć.
Mimo wszystko, wyłączyłem zdrowy rozsądek i dałem ponieść się chwili.
Bo Stille Krause nie da się oprzeć.
*****
Obudziło mnie skrzypnięcie łóżka. Niemrawo podniosłem powieki, widząc jak Stille się ubiera.
- Idziesz już? - Zapytałem cicho.
Blondynka zapięła spodnie i nachyliła się, muskając mnie ustami w policzek.
- Tak będzie lepiej. - Odpowiedziała zachrypniętym głosem.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, walcząc z sennością. Nie chciałem pozwolić jej odejść, bo stało się to, czego najbardziej się obawiałem - zacząłem jej potrzebować.
- Ale wrócisz? - Byłem pewny, że zabrzmiałem żałośnie, ale nie obchodziło mnie to. Moje myśli wirowały tylko wokół Stille.
- Może. - Dziewczyna wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła po swój telefon, który zostawiła wcześniej na szafce nocnej. Wyglądała pięknie w delikatnej poświcie księżyca, z rozczochranymi włosami.
Serce zabiło mi mocniej, gdy jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Naprawdę cieszę się, że spotkaliśmy się po tych wszystkich latach. Wiesz, wtedy... w liceum... dużo dla mnie znaczyłeś. - Przysiadła na skraju łóżka, nie odrywając spojrzenia od moich oczów. - Pierwszej miłości się nie zapomina, no nie? - Z subtelnym uśmiechem zaczęła gładzić mnie po policzku.
- Zostaniesz jeszcze na chwilę? - Zapytałem.
- Idź spać, jesteś zmęczony. - Odparła słodko. - A ja posiedzę przy tobie przez parę minut, dobrze?
Pokiwałem głową i grzecznie się położyłem. Zamknąłem oczy, poddając się jej delikatnemu dotykowi. Jej palce wędrowały po mojej twarzy, nieprzerwanie zmierzając w stronę mojej czupryny. Było mi błogo, nawet nie wiem, kiedy zmorzył mnie sen.
Ostatnie, co pamiętam to delikatny nacisk na moje usta i łagodny głos Stille.
- Przepraszam, że znowu to robię.
*****
Stille już się nie pojawiła. Zmieniła numer telefonu, wyjechała z miasta. Wiedziałem, że ma swoje mniej lub bardziej poukładane życie w Berlinie, dlatego jej nie szukałem. Zresztą nie widziałem w tym najmniejszego sensu. Stille potraktowała mnie jak rozrywkę, ostatnie tygodnie były dla niej tylko chwilowym powrotem do przeszłości, do czasów, gdy wszystko było jakby mniej skomplikowane. To było dla niej takie typowe - wedrzeć się do czyjegoś życia, zamienić je w piękny film, a potem uciec. Wiedziałem na co się pisałem, a mimo to, byłem rozczarowany. Znowu się w niej zadurzyłem, znowu złamała mi serce, ale straty były jakby mniejsze. Może dlatego, że już nie byłem nastoletnim chłopcem, a może dlatego, że choć trochę nauczyłem się uodporniać na jej działanie.
W każdym bądź razie, miałem bałagan do ogarnięcia.
Nie pozostało mi nic innego, jak po raz kolejny zapomnieć o niej i wziąć się za treningi. Nie było to łatwe, ale im bardziej oddawałem się skokom, tym coraz mniej o niej myślałem.
A potem doszła do mnie ta wieść.
Nigdy nie zapytałem się jej, po co była tamtego dnia w szpitalu. Z góry założyłem, że odwiedzała chorą ciotkę, czy coś. A tymczasem ona odbierała swój wyrok śmierci.
Stille miała raka. Umierała.
Powróciła do mojego życia, by po raz ostatni zakosztować uczucia bycia kochaną. Wróciła do tego, co kiedyś było całym jej światem. Wróciła do mnie.
A potem mogła spokojnie umrzeć.
Jedyne, co mi po niej zostało to garstka wspomnień i list, który napisała na łożu śmierci, a który na jej pogrzebie wręczyła mi jej siostra. List naznaczony jej łzami. List, który sam także naznaczyłem łzami.
Nie rozpaczałem ani nie tęskniłem. Po prostu szedłem naprzód, bo tak chciała Stille. Nie poddałem się ani nie upadłem, byłem dzielny i pełen woli walki. Stille wciąż była moim wsparciem, moją inspiracją. Dzięki niej osiągnąłem w skokach to, co osiągnąłem. Cały mój sukces zawdzięczam tylko jej. I choć wyleczyłem się, i choć moje serce znowu było zdrowe, jakaś część mnie umarła już na zawsze.
*****