czwartek, 4 maja 2017

party u Krafta


ps. opowiadanie nie ma na celu obrażenie kogokolwiek


Thomas Diethart cieszył się jak świnka tarzająca się w błocie. Ten wieczór bowiem zapowiadał się wyjątkowo. Po słabszym sezonie i zepchnięciu w cień ze sceny austriackich skoków narciarskich czuł się tak, jakby zapomniał o nim cały świat. Jego telefon milczał, żaden z - pożal się Boże - kumpli z kadry A nie odpisywał, gdy wysyłał im na Messangerze śmieszne naklejki, memy i gify, trener narodówki już dawno zablokował jego numer. Ale wreszcie coś drgnęło! Wczoraj popołudniu dostał SMS-a od Stefana Krafta, w którym skoczek zapraszał go na party z okazji zdobycia Kryształowej Kuli. W serduszko Didla od razu zrobiło się ciepło - ktoś wreszcie przypomniał sobie o jego istnieniu! I to nie byle kto, tylko podwójny mistrz świata i zdobywa Pucharu Świata! Ważna persona, ważne przyjęcie. Thomas był świadom zaszczytu, jaki go kopnął, z tej okazji nawet kupił sobie za ostatnie zaskórniaki nową, elegancką koszulę oraz oczywiście prezent dla gospodarza imprezy - za drogą jak na didlową kieszeń, ale za to ulubioną whisky Krafta.
Naprawdę nie mógł doczekać się już melanżu.
Może udzieli mu się aura zwycięstwa Stefana i sam zacznie wygrywać? Oczywiście, wszystko po kolei. Najpierw będzie rządził na treningach, potem w Fis Cupach, następnie w kontynentalu i dopiero wtedy rozgromi w pył zawodników Pucharu Świata, zdobędzie kulę oraz - kto wie - może i medal olimpijski. Bo jak pokazała mu własna historia, czasem lepiej przejść całą żmudną drogę, niż przebojem wedrzeć się do światowej czołówki, wygrać raptem kilka konkursów, zgarnąć jedno trofeum i odejść w zapomnienie.
Tęsknił za Pucharem Świata. Tęsknił za uczuciem bycia docenianym. Dlatego tym bardziej podjarało go zaproszenie na party Stefana. Wciąż był ktoś, kto go lubił i kto chciał dzielić się z nim swoim szczęściem.
Albo pochwalić się swoimi sukcesami. Z tym Kraftem niczego nie można być pewnym.
Didl od razu odgonił od siebie niemiłe wspomnienia związane ze Stefanem. Chciał spędzić przyjemnie wieczór, bez żadnych pretensji czy wyrzutów. W duchu postanowił, że będzie dla wszystkich chłopaków miły, nawet jeśli nie każdy na to zasługiwał.
- Podskakujesz na tym krześle jak przedszkolak czekający na mikołaja. - Rita, jego dziewczyna, przewróciła oczami, po czym z powrotem skupiła się na malowaniu rzęs.
- Bo trochę tak jest. - Przyznał.
- To tylko impreza.
- Nie, to powrót do czołówki.
Szatynka pewnie znowu przewróciłaby oczami, gdyby nie fakt, że machała sobie przed narządem wzroku maskarą. Didlowi było przykro, że nie dostrzegała w tym przyjęciu tego, co on. A przecież oto nastąpiła chwila, w której awansuje społecznie. Najpierw z powrotem zakumpluje się z kadrą A, a potem znowu w niej będzie. Proste.
Chociaż możliwe, że za bardzo się zafiskował. Mama często powtarzała mu, że jest naiwny i wierzy w niemożliwe.
Wzruszył ramionami, po czym poszedł wziąć prysznic. Zdecydowanie musi dzisiaj dobrze wyglądać i wywrzeć na wszystkich piorunujące wrażenie.

***
Wypindrzony jak Apollo w studiu TVP1, z równie urodziwą Ritą u boku i dobrze schłodzoną whisky schowaną za pazuchą stanął przed domem Stefana Krafta. Przywdział na twarz swój najpiękniejszy uśmiech, który ostatnimi czasy - czyli po ściągnięciu drutów z zębów - stał się jeszcze piękniejszy i pewnie był jedyną rzeczą, jaką mógłby zazdrościć mu Kraft. Wyciągnął rękę i zapukał do drzwi. Nie musieli długo czekać, bowiem zaraz Marisa, dziewczyna Stefana, wpuściła ich do środka mając przy tym mocno zirytowaną minę. Poważnie, nawet nie próbowała silić się na uśmiech.
Dreszcz przebiegł po plecach Thomasa. Czyżby jednak nie był mile widzianym gościem?
- A gdzie Stefan? - Zapytał Didl po tym, jak już przywitał się ze wszystkimi zgromadzonymi w salonie Krafta. Jednakże pana domu nigdzie nie było widać i to nie tylko ze względu na jego krasnali wzrost, Stefana po prostu tu nie było i już.
Manuel Fettner zaśmiał się donośnie.
- Już zgonuje.
- Ale ja poważnie pytam.
- Stefan miał naprawdę udany bifor. - Marisa przewróciła oczami. - Zajrzę do niego. Mam nadzieję, że chociaż łóżka nie obrzygał.
- Dla wprowadzenia - Schiffner zwrócił się do Didla, po czym kiwnięciem głowy wskazał na swoje stopy odziane jedynie w kolorowe skarpetki. - Tak bardzo ucieszył go mój widok, że aż shaftował na moje buty.
- Słabo. - Skomentował Thomas. - Ale nie dziwię się mu. Mi również cofa się obiad, kiedy patrzę na twój ryj.
No i chuj strzelił bycie miłym, pomyślał zaraz Diethart.
- I mówi to facet, który wygląda jak koń. - Odburknął Schiffner w odwecie.
Didl poczuł się urażony i nawet nie chodziło o to, że Markus go obraził, tylko o to, jak to zrobił. Thomas bowiem nienawidził, kiedy porównywano jego twarz do końskiego pyska. Nie miał przez to życia w szkole i wciąż żołądek zaciskał mu się w supeł za każdym razem, gdy w obrębie jego wzroku pojawiał się jakiś ogier lub klacz.
Wszyscy koledzy o tym dobrze wiedzieli. A mimo to wciąż wykorzystywali jego słabość. Więc czy naprawdę mógł im ufać? Mógł ich nazywać przyjaciółmi?
Zaczynał w to wątpić.
A jego wiara w ludzkość była ogromna, więc coś naprawdę było na rzeczy.
- Może zamiast się wzajemnie obrażać, napijemy się? - zaproponował Michael Hayboeck, jak zawsze próbując pełnić funkcję mediatora w konfliktach. - Chyba nie pozwolimy, by tylko Stefan był taki pijaniutki.
- I to jest pomysł! - Zaklaskał radośnie w dłonie Manuel, po czym, przejąwszy rolę pana domu, otworzył pierwszą flaszkę wódki i rozlał ją do kieliszków.
Przyjęcie się rozpoczęło.

***
Thomasowi kręciło się trochę w głowie, więc nie miał pewności, czy to, co widzi dzieje się naprawdę, czy to tylko pijacka mara. Miał nadzieję, że to drugie, bowiem przed jego oczami rozgrywała się scena jak z najgorszego koszmaru. Manuel, znalazłszy w szafie przenośną rurę do pole dance, umiejscowił ją na środku przestronnego salonu i włączywszy na fulla w jego mniemaniu zmysłową muzykę, zaczął wić się wokół rury i pozbywać się z siebie swojej garderoby. Był głośno dopingowany w tej czynności przez żeńską część gości oraz Schiffnera. Diethart miał ochotę zwymiotować, gdy patrzył, jak Fettner zarzuca swoją grzywą, mrużąc przy tym filuternie oczy. Doprawdy nie rozumiał, dlaczego jego kolega był przez tak wiele kobiet postrzegany za boga seksu.
- Ogień, Fetti! - Zadarł się tuż obok didlowego ucha Hayboeck.
- Tobie to się podoba? - Thomas z niedowierzaniem spojrzał na blondyna. Ten w odpowiedzi puścił do niego oczko, po czym ruchem głowy wskazał na trzymany przez siebie telefon.
- Oczywiście, że nie. Ale będziemy się mieć z czego śmiać przez długie miesiące.
Didl pokiwał z uznaniem głową. Fajnie, że ktoś postanowił utrwalić dla potomnych występ Fettnera.
Aczkolwiek sam miał nadzieję już nigdy tego nie oglądać.
Chociaż może powinien pochwalić Manuela, szepnąć mu jakieś miłe słówko? Tak w ramach swojego powrotu do wyższych sfer.
No pięknie, już nie miał tylko karuzeli w łbie, teraz doszła mu jeszcze migrena. Thomas postanowił się chwilę zdrzemnąć, tak dla regeneracji. Musi jednak znaleźć inne miejsce do spoczynku. Zalegnięcie na kanapie w salonie pełnym pijanych znajomych może skończyć się jakąś kompromitacją. Dobrze pamiętał, jak sam ściągnął zgonującemu niegdyś Kraftowi koszulkę i ubrawszy mu seksowny stanik, zrobił kilka snapów i posłał je w świat.
Tak, piękne czasy.
Na chwiejnych nogach przeszedł przez korytarz i na chybił-trafił wybrał drzwi. Okazało się, że prowadziły do sypialni, w której w najlepsze drzemał Stefan. Wciąż był ubrany w megadrogą koszulę, jedynie jego dziwne, nieudane ombre było jeszcze ohydniejsze niż zazwyczaj, a każdy włos sterczał w inną stronę.
Thomas nie miał sił szukać innego łóżka. Padł więc obok Krafta i już miał oddać się w objęcia Morfeusza, gdy stefanowa ręką mocno uderzyła go w klatę.
- Co robisz w moim łóżku, śmieciu? - Zagrzmiał. - Śpię tylko z Marisą lub Michaelem.
- A dzisiaj będziesz spać ze mną, cwelu. - Burknął Thomas. Stefan na ogół był miłym gościem, ale kiedy zostawał z kimś sam na sam, zamieniał się w gbura i chama. - Nie każ mi oglądać Fettnera robiącego striptiz.
- Człowiek tylko raz zaniemoże i od razu zamieniają jego dom w salę rozpusty.
"Raz???", Thomas ledwo powstrzymał parsknięcie.
- Trzeba było pozwolić Marisie kupić rurę? - Zironizował.
- MANUEL OBMACUJE SWOIMI OBŚLIZGŁYMI ŁAPAMI MOJĄ RURĘ? - Stefan zerwał się na równe nogi. Jego twarz zalała czerwień, a obłęd w oczach nie zwiastował niczego dobrego.
Diethart w zamyśleniu ściągnął brwi.
- Jak to twoją rurę?
Kraft wzruszył ramionami.
- Marisa nawet nie potrafi zrobić na niej porządnego obrotu. - Westchnął. - A pole dance to dobry trening dla skoczka. Myślisz, że co sprawiło, iż złapałem w tym sezonie formę życia?
- Hmm, wóda?
Kraft spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Cóż, więc mówisz, że bawienie się w striptizerkę przyniosło ci Kryształową Kulę.
- Nie do końca bym to tak ujął, ale tak, właśnie to. Może powinieneś spróbować, a nuż przestaniesz być frajerem i cieniasem.
- Hej, nie jestem frajerem! - Oburzył się zaraz Thomas. Co ten Kraft sobie, do cholery, wyobrażał? Mógł być sobie tym zasranym mistrzem świata, ale to nie dawało mu podstaw do obrażenia Didla!
- Naprawdę cię lubię, Didl, ale zadawanie się z tobą ostatnimi czasy odbija się niekorzystnie na moim wizerunku.
- Niby jakim wizerunku?
- No już, nie dąsaj się. Mam coś, co poprawi nam humor.
Stefan odwrócił się plecami do Thomasa i otworzył szafę. Wyjął z niej torbę z kijami golfowymi, po czym włożył do pokrowca rękę i coś wyciągnął. Z szerokim uśmiechem na ustach obrócił się z powrotem do Dietharta i wręczył mu ćwiartkę wódki. Potem jeszcze raz zanurkował ręką w torbie i wyciągnął drugą buteleczkę.
- Czy ty ukrywasz przed Marisą w torbie golfowej małpki? - Didl nie wierzył własnym oczom. Ten melanż zdecydowanie wymykał się spod kontroli.
- A ty nie masz żadnych tajemnic przed Ritą? - Kraft z miną niewiniątka puścił kumplowi oczko, po czym otworzył butelkę i wziął potężnego łyka. - Tylko wiesz, ani słowa Marisie.
- Jasne.
Cóż, Thomasowi nie pozostało nic innego, jak  pójść w ślady kumpla i znieczulić się na to, co działo się w tym domu. Jakoś musiał przetrwać imprezę, która obiecywała mu tak wiele, a koniec końców jedynie go zgorszyła.

***

- MELANŻ!!! - Kraft wpadł do salonu trzymając w ręce butelkę szampana. Obok niego grzecznie i z zażenowaną miną podążał Didl. Thomas miał ochotę zniknąć stąd jak najprędzej, jednakże nie mógł zrobić tego przed gwoździem programu. Stefan bowiem zdradził mu, że Marisa zrobiła tort mannerowy, a Didl kochał mannery najbardziej na świecie. Może właśnie w tym tkwił powód jego ostatnich niepowodzeń?
- Stary, zmartwychwstałeś! - Hayboeck poklepał Krafta po plecach. Chyba jako jedyny cieszył się z pojawienia się Stefana.
- Zaraz rozkręcimy tę imprezę! - Niewysoki skoczek odkręcił butelkę szampana, po czym oblał trunkiem wszystkich gości. Na tym jego zabawa się skończyła, gdyż Marisa nie mogła dłużej kumulować w sobie złości na swojego ukochanego i zabrawszy go na bok, urządziła mu awanturę stulecia.
- Oho, ktoś ma tu przejebane. - Zawyrokował Manuel.
- Ale biba całkiem spoko. - Stwierdził Poppinger.
- Myślicie, że Marisa zamknie go w sypialni za karę? - Zapytał Schiffner.
- Oby nie. - Odezwał się Didl. - Bo będzie miał tam lepszy melanż niż my tu.
Kumple spojrzeli na niego pytająco. Diethart wzruszył tylko ramionami. Jakkolwiek by go Kraft nie wkurzał, nie miał zamiaru zdradzać jego tajemnic.
Wtem ktoś zadzwonił do drzwi. Poppinger wyjrzał przez okno podczas, gdy Marisa już szła, by otworzyć przybyłym.
- Ej, radiowóz? Stefan nie wspominał, że zaprosił policjantki-striptizerki! - Krzyknął z przejęciem Poppi. - Jaki czad!
- Widzę, że ktoś chce być aresztowany za obrazę funkcjonariusza. - Odezwał się za jego plecami głos. Gdy Poppinger się odwrócił, stanął twarzą w twarz z otyłym, łysiejącym policjantem, patrzącym wyzywająco w oczy młodo wyglądającego skoczka.
Poppinger zmieszany zwiesił głowę i wymamrotał przeprosiny. Widać było, że był mocno rozczarowany.
- Sąsiedzi skarżą się na zakłócanie ciszy nocnej. Jesteśmy zobowiązani przerwać państwu przyjęcie. - Powiedział znużonym głosem drugim policjant.
- Panie władzo, to przyjęcie na cześć naszego bohatera narodowego! - Uśmiechnął się od ucha do ucha Fettner. - Kraft, chodź tu, pokaż się panom policjantom.
- Ceeeeść! - Stefan przywlekł się do salonu, zatrzymując się obok funkcjonariuszy. Ledwo stał na nogach, ale za to był uśmiechnięty tak, jakby właśnie wygrał z Walterem Hoferem w siłowaniu się na rękę. - Moszee se panowie napijom z nami? Za mnie i mojon lule? Mamy wótke! - Nic więcej nie powiedział, gdyż znowu puścił pawia, tym razem na buty policjantów.
I w tym momencie Thomas Diethart przyrzekł sobie, że już nie będzie imprezował z kadrą A. Nawet jeśli miałoby to być przepustką do jego sławy.


************

albo nie powinnam tego publikować albo powinnam schować się pod kołdrą wstydu
ale cóż, kto z nas nigdy nie był prawdziwie pijaniutki?