ps. opowiadanie nie ma na celu obrażenie
kogokolwiek
Thomas Diethart cieszył się jak świnka
tarzająca się w błocie. Ten wieczór bowiem zapowiadał się wyjątkowo. Po
słabszym sezonie i zepchnięciu w cień ze sceny austriackich skoków narciarskich
czuł się tak, jakby zapomniał o nim cały świat. Jego telefon milczał, żaden z -
pożal się Boże - kumpli z kadry A nie odpisywał, gdy wysyłał im na Messangerze
śmieszne naklejki, memy i gify, trener narodówki już dawno zablokował jego numer.
Ale wreszcie coś drgnęło! Wczoraj popołudniu dostał SMS-a od Stefana Krafta, w
którym skoczek zapraszał go na party z okazji zdobycia Kryształowej Kuli. W
serduszko Didla od razu zrobiło się ciepło - ktoś wreszcie przypomniał sobie o
jego istnieniu! I to nie byle kto, tylko podwójny mistrz świata i zdobywa
Pucharu Świata! Ważna persona, ważne przyjęcie. Thomas był świadom zaszczytu,
jaki go kopnął, z tej okazji nawet kupił sobie za ostatnie zaskórniaki nową,
elegancką koszulę oraz oczywiście prezent dla gospodarza imprezy - za drogą jak
na didlową kieszeń, ale za to ulubioną whisky Krafta.
Naprawdę nie mógł doczekać się już melanżu.
Może udzieli mu się aura zwycięstwa Stefana
i sam zacznie wygrywać? Oczywiście, wszystko po kolei. Najpierw będzie rządził
na treningach, potem w Fis Cupach, następnie w kontynentalu i dopiero wtedy
rozgromi w pył zawodników Pucharu Świata, zdobędzie kulę oraz - kto wie - może
i medal olimpijski. Bo jak pokazała mu własna historia, czasem lepiej przejść
całą żmudną drogę, niż przebojem wedrzeć się do światowej czołówki, wygrać
raptem kilka konkursów, zgarnąć jedno trofeum i odejść w zapomnienie.
Tęsknił za Pucharem Świata. Tęsknił za
uczuciem bycia docenianym. Dlatego tym bardziej podjarało go zaproszenie na
party Stefana. Wciąż był ktoś, kto go lubił i kto chciał dzielić się z nim
swoim szczęściem.
Albo pochwalić się swoimi sukcesami. Z tym
Kraftem niczego nie można być pewnym.
Didl od razu odgonił od siebie niemiłe
wspomnienia związane ze Stefanem. Chciał spędzić przyjemnie wieczór, bez
żadnych pretensji czy wyrzutów. W duchu postanowił, że będzie dla wszystkich
chłopaków miły, nawet jeśli nie każdy na to zasługiwał.
- Podskakujesz na tym krześle jak
przedszkolak czekający na mikołaja. - Rita, jego dziewczyna, przewróciła oczami,
po czym z powrotem skupiła się na malowaniu rzęs.
- Bo trochę tak jest. - Przyznał.
- To tylko impreza.
- Nie, to powrót do czołówki.
Szatynka pewnie znowu przewróciłaby oczami,
gdyby nie fakt, że machała sobie przed narządem wzroku maskarą. Didlowi było
przykro, że nie dostrzegała w tym przyjęciu tego, co on. A przecież oto
nastąpiła chwila, w której awansuje społecznie. Najpierw z powrotem zakumpluje
się z kadrą A, a potem znowu w niej będzie. Proste.
Chociaż możliwe, że za bardzo się
zafiskował. Mama często powtarzała mu, że jest naiwny i wierzy w niemożliwe.
Wzruszył ramionami, po czym poszedł wziąć
prysznic. Zdecydowanie musi dzisiaj dobrze wyglądać i wywrzeć na wszystkich
piorunujące wrażenie.
***
Wypindrzony jak Apollo w studiu TVP1, z
równie urodziwą Ritą u boku i dobrze schłodzoną whisky schowaną za pazuchą
stanął przed domem Stefana Krafta. Przywdział na twarz swój najpiękniejszy
uśmiech, który ostatnimi czasy - czyli po ściągnięciu drutów z zębów - stał się
jeszcze piękniejszy i pewnie był jedyną rzeczą, jaką mógłby zazdrościć mu
Kraft. Wyciągnął rękę i zapukał do drzwi. Nie musieli długo czekać, bowiem
zaraz Marisa, dziewczyna Stefana, wpuściła ich do środka mając przy tym mocno
zirytowaną minę. Poważnie, nawet nie próbowała silić się na uśmiech.
Dreszcz przebiegł po plecach Thomasa.
Czyżby jednak nie był mile widzianym gościem?
- A gdzie Stefan? - Zapytał Didl po tym,
jak już przywitał się ze wszystkimi zgromadzonymi w salonie Krafta. Jednakże
pana domu nigdzie nie było widać i to nie tylko ze względu na jego krasnali
wzrost, Stefana po prostu tu nie było i już.
Manuel Fettner zaśmiał się donośnie.
- Już zgonuje.
- Ale ja poważnie pytam.
- Stefan miał naprawdę udany bifor. -
Marisa przewróciła oczami. - Zajrzę do niego. Mam nadzieję, że chociaż łóżka
nie obrzygał.
- Dla wprowadzenia - Schiffner zwrócił się
do Didla, po czym kiwnięciem głowy wskazał na swoje stopy odziane jedynie w
kolorowe skarpetki. - Tak bardzo ucieszył go mój widok, że aż shaftował na moje
buty.
- Słabo. - Skomentował Thomas. - Ale nie
dziwię się mu. Mi również cofa się obiad, kiedy patrzę na twój ryj.
No i chuj strzelił bycie miłym, pomyślał
zaraz Diethart.
- I mówi to facet, który wygląda jak koń. -
Odburknął Schiffner w odwecie.
Didl poczuł się urażony i nawet nie
chodziło o to, że Markus go obraził, tylko o to, jak to zrobił. Thomas bowiem
nienawidził, kiedy porównywano jego twarz do końskiego pyska. Nie miał przez to
życia w szkole i wciąż żołądek zaciskał mu się w supeł za każdym razem, gdy w
obrębie jego wzroku pojawiał się jakiś ogier lub klacz.
Wszyscy koledzy o tym dobrze wiedzieli. A
mimo to wciąż wykorzystywali jego słabość. Więc czy naprawdę mógł im ufać? Mógł
ich nazywać przyjaciółmi?
Zaczynał w to wątpić.
A jego wiara w ludzkość była ogromna, więc
coś naprawdę było na rzeczy.
- Może zamiast się wzajemnie obrażać,
napijemy się? - zaproponował Michael Hayboeck, jak zawsze próbując pełnić
funkcję mediatora w konfliktach. - Chyba nie pozwolimy, by tylko Stefan był
taki pijaniutki.
- I to jest pomysł! - Zaklaskał radośnie w
dłonie Manuel, po czym, przejąwszy rolę pana domu, otworzył pierwszą flaszkę
wódki i rozlał ją do kieliszków.
Przyjęcie się rozpoczęło.
***
Thomasowi kręciło się trochę w głowie, więc
nie miał pewności, czy to, co widzi dzieje się naprawdę, czy to tylko pijacka
mara. Miał nadzieję, że to drugie, bowiem przed jego oczami rozgrywała się
scena jak z najgorszego koszmaru. Manuel, znalazłszy w szafie przenośną rurę do
pole dance, umiejscowił ją na środku przestronnego salonu i włączywszy na fulla
w jego mniemaniu zmysłową muzykę, zaczął wić się wokół rury i pozbywać się z
siebie swojej garderoby. Był głośno dopingowany w tej czynności przez żeńską
część gości oraz Schiffnera. Diethart miał ochotę zwymiotować, gdy patrzył, jak
Fettner zarzuca swoją grzywą, mrużąc przy tym filuternie oczy. Doprawdy nie
rozumiał, dlaczego jego kolega był przez tak wiele kobiet postrzegany za boga
seksu.
- Ogień, Fetti! - Zadarł się tuż obok
didlowego ucha Hayboeck.
- Tobie to się podoba? - Thomas z
niedowierzaniem spojrzał na blondyna. Ten w odpowiedzi puścił do niego oczko,
po czym ruchem głowy wskazał na trzymany przez siebie telefon.
- Oczywiście, że nie. Ale będziemy się mieć
z czego śmiać przez długie miesiące.
Didl pokiwał z uznaniem głową. Fajnie, że
ktoś postanowił utrwalić dla potomnych występ Fettnera.
Aczkolwiek sam miał nadzieję już nigdy tego
nie oglądać.
Chociaż może powinien pochwalić Manuela,
szepnąć mu jakieś miłe słówko? Tak w ramach swojego powrotu do wyższych sfer.
No pięknie, już nie miał tylko karuzeli w
łbie, teraz doszła mu jeszcze migrena. Thomas postanowił się chwilę zdrzemnąć,
tak dla regeneracji. Musi jednak znaleźć inne miejsce do spoczynku. Zalegnięcie
na kanapie w salonie pełnym pijanych znajomych może skończyć się jakąś
kompromitacją. Dobrze pamiętał, jak sam ściągnął zgonującemu niegdyś Kraftowi
koszulkę i ubrawszy mu seksowny stanik, zrobił kilka snapów i posłał je w
świat.
Tak, piękne czasy.
Na chwiejnych nogach przeszedł przez
korytarz i na chybił-trafił wybrał drzwi. Okazało się, że prowadziły do
sypialni, w której w najlepsze drzemał Stefan. Wciąż był ubrany w megadrogą
koszulę, jedynie jego dziwne, nieudane ombre było jeszcze ohydniejsze niż
zazwyczaj, a każdy włos sterczał w inną stronę.
Thomas nie miał sił szukać innego łóżka.
Padł więc obok Krafta i już miał oddać się w objęcia Morfeusza, gdy stefanowa
ręką mocno uderzyła go w klatę.
- Co robisz w moim łóżku, śmieciu? -
Zagrzmiał. - Śpię tylko z Marisą lub Michaelem.
- A dzisiaj będziesz spać ze mną, cwelu. -
Burknął Thomas. Stefan na ogół był miłym gościem, ale kiedy zostawał z kimś sam
na sam, zamieniał się w gbura i chama. - Nie każ mi oglądać Fettnera robiącego
striptiz.
- Człowiek tylko raz zaniemoże i od razu
zamieniają jego dom w salę rozpusty.
"Raz???",
Thomas ledwo powstrzymał parsknięcie.
- Trzeba było pozwolić Marisie kupić rurę?
- Zironizował.
- MANUEL OBMACUJE SWOIMI OBŚLIZGŁYMI ŁAPAMI
MOJĄ RURĘ? - Stefan zerwał się na równe nogi. Jego twarz zalała czerwień, a
obłęd w oczach nie zwiastował niczego dobrego.
Diethart w zamyśleniu ściągnął brwi.
- Jak to twoją rurę?
Kraft wzruszył ramionami.
- Marisa nawet nie potrafi zrobić na niej
porządnego obrotu. - Westchnął. - A pole dance to dobry trening dla skoczka.
Myślisz, że co sprawiło, iż złapałem w tym sezonie formę życia?
- Hmm, wóda?
Kraft spojrzał na niego z niezrozumieniem.
- Cóż, więc mówisz, że bawienie się w striptizerkę
przyniosło ci Kryształową Kulę.
- Nie do końca bym to tak ujął, ale tak,
właśnie to. Może powinieneś spróbować, a nuż przestaniesz być frajerem i
cieniasem.
- Hej, nie jestem frajerem! - Oburzył się
zaraz Thomas. Co ten Kraft sobie, do cholery, wyobrażał? Mógł być sobie tym
zasranym mistrzem świata, ale to nie dawało mu podstaw do obrażenia Didla!
- Naprawdę cię lubię, Didl, ale zadawanie
się z tobą ostatnimi czasy odbija się niekorzystnie na moim wizerunku.
- Niby jakim wizerunku?
- No już, nie dąsaj się. Mam coś, co
poprawi nam humor.
Stefan odwrócił się plecami do Thomasa i
otworzył szafę. Wyjął z niej torbę z kijami golfowymi, po czym włożył do
pokrowca rękę i coś wyciągnął. Z szerokim uśmiechem na ustach obrócił się z
powrotem do Dietharta i wręczył mu ćwiartkę wódki. Potem jeszcze raz zanurkował
ręką w torbie i wyciągnął drugą buteleczkę.
- Czy ty ukrywasz przed Marisą w torbie
golfowej małpki? - Didl nie wierzył własnym oczom. Ten melanż zdecydowanie
wymykał się spod kontroli.
- A ty nie masz żadnych tajemnic przed
Ritą? - Kraft z miną niewiniątka puścił kumplowi oczko, po czym otworzył
butelkę i wziął potężnego łyka. - Tylko wiesz, ani słowa Marisie.
- Jasne.
Cóż, Thomasowi nie pozostało nic innego,
jak pójść w ślady kumpla i znieczulić
się na to, co działo się w tym domu. Jakoś musiał przetrwać imprezę, która
obiecywała mu tak wiele, a koniec końców jedynie go zgorszyła.
***
- MELANŻ!!! - Kraft wpadł do salonu
trzymając w ręce butelkę szampana. Obok niego grzecznie i z zażenowaną miną
podążał Didl. Thomas miał ochotę zniknąć stąd jak najprędzej, jednakże nie mógł
zrobić tego przed gwoździem programu. Stefan bowiem zdradził mu, że Marisa
zrobiła tort mannerowy, a Didl kochał mannery najbardziej na świecie. Może właśnie w tym tkwił powód
jego ostatnich niepowodzeń?
- Stary, zmartwychwstałeś! - Hayboeck
poklepał Krafta po plecach. Chyba jako jedyny cieszył się z pojawienia się
Stefana.
- Zaraz rozkręcimy tę imprezę! - Niewysoki
skoczek odkręcił butelkę szampana, po czym oblał trunkiem wszystkich gości. Na
tym jego zabawa się skończyła, gdyż Marisa nie mogła dłużej kumulować w sobie
złości na swojego ukochanego i zabrawszy go na bok, urządziła mu awanturę
stulecia.
- Oho, ktoś ma tu przejebane. - Zawyrokował
Manuel.
- Ale biba całkiem spoko. - Stwierdził
Poppinger.
- Myślicie, że Marisa zamknie go w sypialni
za karę? - Zapytał Schiffner.
- Oby nie. - Odezwał się Didl. - Bo będzie
miał tam lepszy melanż niż my tu.
Kumple spojrzeli na niego pytająco.
Diethart wzruszył tylko ramionami. Jakkolwiek by go Kraft nie wkurzał, nie
miał zamiaru zdradzać jego tajemnic.
Wtem ktoś zadzwonił do drzwi. Poppinger
wyjrzał przez okno podczas, gdy Marisa już szła, by otworzyć przybyłym.
- Ej, radiowóz? Stefan nie wspominał, że
zaprosił policjantki-striptizerki! - Krzyknął z przejęciem Poppi. - Jaki czad!
- Widzę, że ktoś chce być aresztowany za
obrazę funkcjonariusza. - Odezwał się za jego plecami głos. Gdy Poppinger się
odwrócił, stanął twarzą w twarz z otyłym, łysiejącym policjantem, patrzącym
wyzywająco w oczy młodo wyglądającego skoczka.
Poppinger zmieszany zwiesił głowę i
wymamrotał przeprosiny. Widać było, że był mocno rozczarowany.
- Sąsiedzi skarżą się na zakłócanie ciszy
nocnej. Jesteśmy zobowiązani przerwać państwu przyjęcie. - Powiedział znużonym
głosem drugim policjant.
- Panie władzo, to przyjęcie na cześć
naszego bohatera narodowego! - Uśmiechnął się od ucha do ucha Fettner. - Kraft,
chodź tu, pokaż się panom policjantom.
- Ceeeeść! - Stefan przywlekł się do
salonu, zatrzymując się obok funkcjonariuszy. Ledwo stał na nogach, ale za to był uśmiechnięty tak, jakby właśnie wygrał z Walterem Hoferem w siłowaniu się na rękę. - Moszee se
panowie napijom z nami? Za mnie i mojon lule? Mamy wótke! - Nic więcej nie
powiedział, gdyż znowu puścił pawia, tym razem na buty policjantów.
I w tym momencie Thomas Diethart przyrzekł sobie, że już
nie będzie imprezował z kadrą A. Nawet jeśli miałoby to być przepustką do jego
sławy.
************
albo nie powinnam tego publikować albo powinnam schować się pod kołdrą wstydu
ale cóż, kto z nas nigdy nie był prawdziwie pijaniutki?