sobota, 6 sierpnia 2016

mit dir gemeinsam einsam




Siedziała po drugiej stronie pokoju w jego bluzie narzuconej na ramiona. Próbowała udawać obojętną; z pozornym zaangażowaniem wertowała zakładki portalu informacyjnego, po kolei czytając artykuły o tym, co dzieje się w kraju, na świecie, w gospodarce, polityce i sporcie. Nie zapamiętała nic z tego, co przeczytała. Cały czas myślała o nim, o nich. Drżącą ręką sięgnęła po kubek leżący obok laptopa i napiła się zimnej już herbaty, jednocześnie - ukradkiem, tak by nie zauważył - chłonąc zapach bluzy, jego zapach.
Zapach bezpieczeństwa, miłości i szczęścia.
Zamknęła mocno powieki, czując jak do oczu napływają jej łzy. Niech to cholera weźmie! Kochała go jak nikogo innego, kochała go tak mocno, że aż bolało. Mimo to nie potrafiła przerwać tej narastającej, przedłużającej się ciszy, nie umiała na niego spojrzeć, uśmiechnąć się i przeprosić.
Bo przecież to on spieprzył. Jak zwykle.

Siedział na łóżku, oparty o ścianę i spod przymrużonych powiek zerkał na nią. Wlepiała oczy w laptopa, od czasu do czasu sięgając po kubek z herbatą. Wyglądała na spiętą. Ramiona miała opuszczone, czoło zmarszczone. Przygryzała wargę jak zawsze, gdy czymś się denerwowała. I udawała obojętną, chłodną, ponad to wszystko.
Sam nie był lepszy. Wolał milczeć niż przyznać jej rację. Zresztą... przecież wcale jej nie miała. Zawsze robiła z igły widły i całkiem mały problem rozciągała do olbrzymich rozmiarów. Jak zwykle przesadzała. No i znowu się obraziła. Kolejne ciche dni, po prostu świetnie.
Ale jutro wyjedzie, odpocznie od niej.
I będzie tęsknić. Jak cholera.

Nie miała już sił, by siedzieć w tej dołującej ciszy, by walczyć ze sobą, żeby na niego przypadkiem nie spojrzeć. Wstała z fotela, wzięła piżamę i czystą bieliznę, po czym poszła do łazienki. Weszła pod prysznic, odkręciła kurek i zaraz poczuła na swojej skórze ciepły strumień wody. Ku jej rozczarowanie, nie pomogło. Nadal była pełna złości, przekory i niewytłumaczalnej chęci przywalenia mu w nos.
Czasami tak bardzo go nienawidziła.
Od zawsze miał problem z przyznaniem się do tego, że był w błędzie. Był taki dumny, nieomylny. Wolałby przejść przez cały kraj na boso niż powiedzieć, że miała rację. Nie lubiła go takiego.
Jednak przez większość czasu był czuły, troskliwy, wręcz nosił ją na rękach. Miał radosne spojrzenie, szeroki uśmiech na ustach i ciepłe ramiona. Kochał ją, wiedziała to, czuła to.
Ogólnie rzecz biorąc, byli razem całkiem szczęśliwi.
Poza wieczorami takimi jak ten.
Zacisnęła mocniej szczęki i wyszła spod prysznica. Drżała na całym ciele, nie mogła zapanować nad rozszalałymi myślami. Nie chciała go stracić, ale czasami najzwyczajniej na świecie brakowała jej sił i miała ochotę rzucić wszystkim w cholerę.
Gdy pięć minut później wróciła do sypialni, on spał odwrócony twarzą do ściany. Westchnęła cicho i, zgasiwszy światło, wślizgnęła się pod kołdrę, tuż obok niego.
Tym razem nie wtuliła się w jego ciało.

Słyszał, że wróciła. Zamknął oczy i próbował wyrównać oddech. Nie wiedział, dlaczego nie miał odwagi, by spojrzeć jej w oczy. Może bał się, że nie zobaczy w nich tego ciepła, co zawsze. W każdym razie udawał, że śpi, a ona po chwili zgasiła światło i położyła się obok niego. Nie przytuliła się do jego pleców, więc chyba nadal była zła.
A co jeśli to on spieprzył?
Ale, nawet jeśli tak było, nie musiała od razu rzucać fochem i przestać się odzywać. Mogli spróbować dojść do porozumienia, prawda?
Czasami ich związek bywał taki trudny. Już nie raz miał ochotę wyjść i nie wrócić, zacząć nowe życie, bez niej.
Na ogół jednak byli szczęśliwi. Dużo się śmiali, snuli plany na przyszłość. Najlepiej się czuł, gdy mógł zamknąć w swojej dłoni jej dłoń i patrzyć jak jej twarz rozświetla uroczy uśmiech. Boże, jak on ją kochał.
Więc, do cholery, dlaczego teraz śpi odwrócony do niej tyłem?
Nie lubił zasypiać, gdy nie czuł na swojej skórze jej ciepłego oddechu.

Wiedziała, że go nie było, zanim jeszcze otworzyła oczy. Druga połowa łóżka była pusta i zimna, tylko jego zapach wciąż utrzymywał się na poduszce i odrobinę pokrzepiał.
Mimo to rozpłakała się.
Bo przecież wyszedł bez pożegnania. Bo wróci dopiero za tydzień i na pewno nie będzie przez ten czas dzwonić. A nawet jeśli zadzwoni to ona nie odbierze słuchawki.
Będzie musiała udawać, że wszystko jest w porządku i że potrafi bez niego żyć.
A przecież nie potrafiła.
Mocniej otuliła się kołdrą, próbując zatrzymać łzy. Znowu spieprzyli. Oboje. Dlaczego czasami ludziom, którzy się kochają, tak trudno jest się porozumieć? Co ich blokuje przed przełknięciem dumy? Dlaczego marnują tyle czasu i sił na kłótnie, zamiast być nieprzyzwoicie szczęśliwymi?
I najważniejsze pytanie, o co tak w ogóle się pokłócili?
Nie pamiętała.


**** 

bo tak. czasami mam potrzebę napisania czegoś, czegokolwiek, nawet jeśli jest oklepane i banalne.

poniedziałek, 20 czerwca 2016

ROZMOWY PRZY CZEKANIU


( czyli czym się zająć, by nie psioczyć na króla Waltera, który raz po raz konkurs pauzuje)

Rzecz dzieje się w pawilonie/poczekalni/górze skoczni/Walter jeden wie, ale nie ja, gdyż nie jestem tró fanką :(


HYLDE
Apoloniusz Tajner - wzorzec tró mężczyzny
Każdej życia płaszczyzny
Mimo wieku dość zaawansowanego
I brzucha nieco wielkiego
Swym testosteronem przyciąga kobiety
I idzie z nimi w ostre balety
Przy tym jest nie gorszy niż Tande-podrywacz
Tudzież Tum - lasek wyrywacz
Właściwie Apollo, ten młody bóg
Kochanic ma cały tłum
Więcej niż ja i Tande razem wzięci
Mimo naszych usilnych chęci

SEVIK
Do czego zmierzasz, brachu
W tej pochwale Apolla fachu?

DELTA
Pewnie marzy mu się z Prezesem pata
Którą wspominać będzie przez długie lata
Wspólne tańce na stole
Wypite z wódką cole
Słit focie w toalecie
- pamiątka po bang balecie
"Ty dziś skrzydłowy!"
I mogą wyruszać na łowy
Razem panny wyrwą miód maliny
Młode, piękne, jędrne dziewczyny

A MA TO SENS?!
O tak, z Prezesem imprezy pierwsza klasa
nie ma od niego większego lowelasa
Pakistanki, Greczynki, Japonki
- dla Pola nie gra to żadnej rolki
Szybko je wokół palca owinie
I już po dziewczynie

POTKNĄŁEŚ SIĘ OD PRÓG
I do tego jak alkohol tankuje!
Śmiało po nim rapuje
Nam nie sposób go dogonić
możemy jedynie się pokłonić
Apollo - mistrz i mentor
sprowadzi na paty tor
pokazując zalety życia
i żubrówki picia

HYLDE
wzdychając
Powiem wam, o co mi chodzi
Co się w mej głowie rodzi
Gdy już dorosnę
(Co szybko się nie zdarzy)
Chciałabym być jak Apoloniusz

MHROCZNY FANNIS
Pierdolisz jak Vilberg po wódzie
Gdy maca dziewczęce podudzie

HYLDE
kręcąc głową
Apoloniusz w wieku plus pięćdziesiąt
Wyrywa miesięcznie lasek kilkadziesiąt
Gdy będę miał zmarszczki i morsi wąs
Chcę być zdolny jak on, iść w pląs
I czarować słodkie osiemnastki
całować ich niewinne facjatki

SEVIK
Więc w słowach kilku
Choć można prawić bez liku
Apollo - podrywu król
I paty wzór?

HYLDE
gorliwie kiwa głową
Ziomku, co na paty nie chodzisz
Na rozpustę się nie godzisz
Nie znasz życia prawdziwego
I skoczka upitego
Nawet nie wiesz, co tracisz
Jak bardzo można popacić
Zapytaj swych rodaków
W tańcu nieco prostaków
Oni wiedzą jak pata jest ważna
A sprawa to poważna
Dlatego Apollem warto być
Śmiało w klubach żyć
Białej morze pić
I z trzeźwych kpić!

SEVIK
ze zdezorientowaniem
Okej, pata to sprawa życia i śmierci
Nawet jak na drugi dzień męczy
Tylko co na niej robili
I czyżby dobrze się bawili
Moi rodacy szanowni
W tej Zako-mordowni?
I czy Werner o tym się dowiedział,
Czy cokolwiek im powiedział?

RICZ
rumieni się
Trener na melo dał przyzwolenie
I na lekkie swawolenie
Nawet białą pić nakazał
Sam nam to pokazał
Bułki z bananem to patent stary
Teraz ino trza iść w tany

HYLDE
zwraca się do Seva
Jak widzisz, pata to podstawa sukcesu
I przy okazji klucz do Hadesu
Po konkursie z nami wbij na imprezkę
Wyrwij jakąś słodką laleczkę
Apollem być to nie wstyd
Tylko trzeba równo pić

DELTA
Weźmiemy Apolla, boga paty największego
Gdyż nie ma nic piękniejszego
Od upojenia alkoholowego
I wyrywu masowego
W zacnym towarzystwie
I mocnej asyście

Nadchodzi Walter, głosząc, że seria zostaje wznowiona

SEVIK
Czuję, że umrę tej nocy
Od tej paty mocy
wzdych



            *KURTYNA*


******
znalazłam w pudełku i dokończyłam, ponieważ za miesiąc wszyscy pomrzemy