Siedziała po drugiej stronie pokoju w jego bluzie
narzuconej na ramiona. Próbowała udawać obojętną; z pozornym zaangażowaniem
wertowała zakładki portalu informacyjnego, po kolei czytając artykuły o tym, co
dzieje się w kraju, na świecie, w gospodarce, polityce i sporcie. Nie
zapamiętała nic z tego, co przeczytała. Cały czas myślała o nim, o nich. Drżącą
ręką sięgnęła po kubek leżący obok laptopa i napiła się zimnej już herbaty,
jednocześnie - ukradkiem, tak by nie zauważył - chłonąc zapach bluzy, jego zapach.
Zapach bezpieczeństwa, miłości i szczęścia.
Zamknęła mocno powieki, czując jak do oczu napływają jej
łzy. Niech to cholera weźmie! Kochała
go jak nikogo innego, kochała go tak mocno, że aż bolało. Mimo to nie potrafiła
przerwać tej narastającej, przedłużającej się ciszy, nie umiała na niego
spojrzeć, uśmiechnąć się i przeprosić.
Bo przecież to on spieprzył. Jak zwykle.
Siedział na łóżku, oparty o ścianę i spod przymrużonych
powiek zerkał na nią. Wlepiała oczy w laptopa, od czasu do czasu sięgając po
kubek z herbatą. Wyglądała na spiętą. Ramiona miała opuszczone, czoło
zmarszczone. Przygryzała wargę jak zawsze, gdy czymś się denerwowała. I udawała
obojętną, chłodną, ponad to wszystko.
Sam nie był lepszy. Wolał milczeć niż przyznać jej rację.
Zresztą... przecież wcale jej nie miała. Zawsze robiła z igły widły i całkiem mały
problem rozciągała do olbrzymich rozmiarów. Jak zwykle przesadzała. No i znowu
się obraziła. Kolejne ciche dni, po prostu świetnie.
Ale jutro wyjedzie, odpocznie od niej.
I będzie tęsknić. Jak cholera.
Nie miała już sił, by siedzieć w tej dołującej ciszy, by
walczyć ze sobą, żeby na niego przypadkiem nie spojrzeć. Wstała z fotela, wzięła piżamę i
czystą bieliznę, po czym poszła do łazienki. Weszła pod prysznic, odkręciła
kurek i zaraz poczuła na swojej skórze ciepły strumień wody. Ku jej
rozczarowanie, nie pomogło. Nadal była pełna złości, przekory i
niewytłumaczalnej chęci przywalenia mu w nos.
Czasami tak bardzo go nienawidziła.
Od zawsze miał problem z przyznaniem się do tego, że był w
błędzie. Był taki dumny, nieomylny. Wolałby przejść przez cały kraj na boso niż
powiedzieć, że miała rację. Nie lubiła go takiego.
Jednak przez większość czasu był czuły, troskliwy, wręcz
nosił ją na rękach. Miał radosne spojrzenie, szeroki uśmiech na ustach i ciepłe
ramiona. Kochał ją, wiedziała to, czuła to.
Ogólnie rzecz biorąc, byli razem całkiem szczęśliwi.
Poza wieczorami takimi jak ten.
Zacisnęła mocniej szczęki i wyszła spod prysznica. Drżała
na całym ciele, nie mogła zapanować nad rozszalałymi myślami. Nie chciała go
stracić, ale czasami najzwyczajniej na świecie brakowała jej sił i miała ochotę
rzucić wszystkim w cholerę.
Gdy pięć minut później wróciła do sypialni, on spał
odwrócony twarzą do ściany. Westchnęła cicho i, zgasiwszy światło, wślizgnęła
się pod kołdrę, tuż obok niego.
Tym razem nie wtuliła się w jego ciało.
Słyszał, że wróciła. Zamknął oczy i próbował wyrównać
oddech. Nie wiedział, dlaczego nie miał odwagi, by spojrzeć jej w oczy. Może
bał się, że nie zobaczy w nich tego ciepła, co zawsze. W każdym razie udawał,
że śpi, a ona po chwili zgasiła światło i położyła się obok niego. Nie
przytuliła się do jego pleców, więc chyba nadal była zła.
A co jeśli to on spieprzył?
Ale, nawet jeśli tak było, nie musiała od razu rzucać
fochem i przestać się odzywać. Mogli spróbować dojść do porozumienia, prawda?
Czasami ich związek bywał taki trudny. Już nie raz miał
ochotę wyjść i nie wrócić, zacząć nowe życie, bez niej.
Na ogół jednak byli szczęśliwi. Dużo się śmiali, snuli
plany na przyszłość. Najlepiej się czuł, gdy mógł zamknąć w swojej dłoni jej
dłoń i patrzyć jak jej twarz rozświetla uroczy uśmiech. Boże, jak on ją kochał.
Więc, do cholery, dlaczego teraz śpi odwrócony do niej
tyłem?
Nie lubił zasypiać, gdy nie czuł na swojej skórze jej
ciepłego oddechu.
Wiedziała, że go nie było, zanim jeszcze otworzyła oczy.
Druga połowa łóżka była pusta i zimna, tylko jego zapach wciąż utrzymywał się
na poduszce i odrobinę pokrzepiał.
Mimo to rozpłakała się.
Bo przecież wyszedł bez pożegnania. Bo wróci dopiero za tydzień
i na pewno nie będzie przez ten czas dzwonić. A nawet jeśli zadzwoni to ona nie
odbierze słuchawki.
Będzie musiała udawać, że wszystko jest w porządku i że
potrafi bez niego żyć.
A przecież nie potrafiła.
Mocniej otuliła się kołdrą, próbując zatrzymać łzy. Znowu
spieprzyli. Oboje. Dlaczego czasami ludziom, którzy się kochają, tak trudno
jest się porozumieć? Co ich blokuje przed przełknięciem dumy? Dlaczego marnują
tyle czasu i sił na kłótnie, zamiast być nieprzyzwoicie szczęśliwymi?
I najważniejsze pytanie, o co tak w ogóle się pokłócili?
Nie pamiętała.
****
bo tak. czasami mam potrzebę napisania czegoś, czegokolwiek, nawet jeśli jest oklepane i banalne.