sobota, 15 grudnia 2012

endless love





Jego mieszkanie wyglądało tak jak zawsze. Porozrzucane ubrania, skarpetki za fotelem, stos magazynów o autach na szklanym stoliku i zapach kawy w powietrzu. Zupełnie nic się tutaj nie zmieniło. Brigida odetchnęła z ulgą; wszystko wokół niej się przekształcało, przybierało nowe kształty, jedynie jego mieszkanie wciąż było takie same. Mogła uchwycić się tej myśli z całych sił. Potrzebowała tego. To pomagało przetrwać, nawet jeśli było głupie.
Bo jaki sens ma cieszenie się z tego, że mieszkanie byłego chłopaka jest takie jak zapamiętała?
Niepewnie usiadła na brzegu kremowej kanapy. Severin w tym czasie poszedł po colę do kuchni. Był zaskoczony jej odwiedzinami, a jakże, jednakże nie wydawał się z tego faktu zły czy zdenerwowany. Bardziej jakby nagle w jego sercu zapaliła się jakaś malutka iskierka, nadzieja, która sprawiła, że jego niebieskie oczy stały się jeszcze bardziej niebieskie. Brygidzie to się nie spodobało. Nie wiedząc czemu, wolałaby gdyby Freund po prostu wygonił ją z mieszkania, krzycząc, że nie chce słyszeć ani o niej ani o dziecku. Życie było wtedy prostsze.
Ale bardziej bolące.
Severin wrócił z kuchni z dwiema szklankami napełnionymi ciemnym płynem. Jedną położył na szklanym stoliku, drugą nadal trzymał w dłoni. Był równie zdezorientowany i zagubiony jak Bri.
- No więc…Co słychać? – Uśmiechnął się z wahaniem, siadając na fotelu.
Brunetka przewróciła oczami.
- Daj spokój – mruknęła zirytowana. – Mówisz jakbym przyszła do ciebie na ciastko i kawę.
- Bri…
- Posłuchaj, chcę już mieć to z głowy. Po prostu porozmawiajmy.
Severin ponownie uśmiechnął się, przekręcając w dłoniach szklankę. Brigida starała się na niego nie patrzyć. Jego niebieskie oczy otwierały drzwi, za którymi kryły się wspomnienia – wspomnienia piękne, delikatne i kruche. Wspomnienia, które mimo aury szczęścia i beztroski, cholernie mocno bolały.
- Wiesz Bri, rozumiem, że mnie nie chcesz i wcale ci się nie dziwię. Jestem idiotą. Wielkim. Popełniłem największy błąd w swoim życiu, kiedy tak po prostu cię straciłem. Za późno zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz i teraz żałuję…
- Severin…
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, naprawdę.
- Doceniam to…
- Nie będę o ciebie walczysz, skoro nie chcesz. – blondyn podniósł wzrok z nad szklanki i Brygida nie mogła zmusić się do niepatrzenia w jego czyste, głębokie oczy. – Ale to dziecko jest moje. Nasze. Chcę brać udział w jego życiu. Chcę by miało moje nazwisko. Nie możesz mi tego zabronić, dobrze o tym wiesz.
Bri westchnęła głośno. Severin miał rację i to mocno komplikowało sprawę.
- Będę mieszkać w Czechach – rzekła cicho, nie bardzo wiedząc, co powinna powiedzieć.
- Mi to nie przeszkadza. – Severin z uśmiechem wzruszył ramionami. – Nie jesteś dzisiaj taka jak ostatnio. Nie udajesz twardej i niezależnej.
Zmarszczyła czoła, jak zawsze, gdy się denerwowała. Żałowała, że nie założyła zbroi silnej dziewczyny. Kobiety. Freund miał teraz nad nią przewagę, oboje to wiedzieli. Ale ciąża nie służyła długotrwałej dzielności. Raz czyniła ją twardą, a raz delikatną, pełną kruchości i lęków.
- Dziecko. O nim teraz mówimy, nie o mnie – burknęła, wygodniej opierając się o oparcie kanapy.
- Damy radę, Bri.
- Mówisz zupełnie jak Roman – prychnęła. – Tyle, że to Roman będzie zawsze przy mnie i dziecku. To nie ty będziesz musiał wstawać w środku nocy i zmieniać maleństwu pieluszki.
Twarz Severina spoważniała, jego spojrzenie stało się twarde, chłodne i nieprzeniknione.
- Ty o tym zadecydowałaś.
- Bo on będzie lepszym ojcem niż ty.
- Ale to mnie kochasz.
Brigida jęknęła i schowała twarz w dłoniach. Nie mogła powstrzymać szlochu, który wstrząsnął nią całą. Łzy wypływały spod zaciśniętych powiek i cienkimi strużkami spływały po zarumienionych policzkach. Nienawidziła siebie za ten wybuch słabości, nienawidziła Severina za to, że miał rację. Kochała go, tak bardzo go kochała. Mimo wszystkich swoich zaprzeczeń i ciągłego powtarzania, że on to już przeszłość. Mimo katowania się myślą, iż on ją zdradzał. Mimo zatracania się w Romanie. Nie umiała przestać go kochać, chociaż starała się z całych sił. Miłość niestety tak nie działa, nie znika, bo ktoś tak chce.
Znieruchomiała, gdy Severin usiadł obok niej i objął ją. Pachniał wspomnieniami, szczęściem, sobą. Chciałaby mu zaufać, chciałaby wierzyć, że się zmienił. Ale nie mogła. Dla dziecka musiała oprzeć się wszystkich swoich zachciankom.
Dotyk Severina, subtelne muśnięcia jego dłoni uspokajały ją. Powoli przestała płakać i drżeć. Świat z powrotem wracał do pozornej normalności.
Po kilku sekundach odważyła się i spojrzała na niego oczami błyszczącymi od łez. Był tak blisko, tuż obok. Z troską wypisaną na twarzy, ze spojrzeniem pełnym czułości. Widziała drobne piegi na jego nosie i malutką bliznę tuż nad górną wargą. Czuła na swoim policzku jego ciepły oddech, jej serce szybciej pracowało.
- To przez hormony – wyszeptała drżącymi ustami.
Nie uwierzył jej, widziała to w jego oczach.
Przysunął się do niej bardziej. Zanim ją pocałował, uśmiechnął się lekko, ulotnie. Na chwilę zapomniała o oddychaniu. Motyle w jej brzuchu ożyły.
 Nie całowali się długo ani namiętnie. Nie było w tym pocałunku nic, co mogłoby wybuchnąć. Mimo to, Brigida czuła się tak jak dawniej. Jak wtedy, gdy wierzyła, że Severin tylko ją kocha, gdy naiwnie mu ufała. To było jednocześnie wspaniałe i przerażające.
W jego ramionach była sobą.
Oderwała się od niego z mocno bijącym sercem. Jej oddech był płytki i nierówny, oczy wciąż błyszczały. Była przerażona. Lęk niczym mgła, przysłonił jej spojrzenie.
- Mówiłeś, że nie będziesz o mnie walczyć.
*****

taki tam fragmencik takiego tam niewypału :)